Krakowscy adwokaci z kancelarii "Praski, Lipiński, Tyblewska" byli przez kilka tygodni bezzasadnie podsłuchiwani - pisze "Dziennik Polski". Zgodę na podsłuch wydał sąd przez pomyłkę.
Zgodę na kontrolowanie ich rozmów wydał sąd. Zrobił to na prośbę kieleckiej prokuratury, chociaż prowadziła ona śledztwo przeciwko podejrzanemu o korupcję krakowskiemu mecenasowi, który nie pracuje w tej kancelarii.
Sąd przyznaje, że popełniono błąd. Prokuratura zapowiada wyjaśnienie sprawy. Pokrzywdzeni adwokaci nie wykluczają doniesienia o popełnieniu przestępstwa albo procesu cywilnego z uwagi na naruszenie dóbr osobistych ich klientów
Sprawa ma związek ze śledztwem, które od lutego 2006 roku prowadzone było przeciwko krakowskiemu adwokatowi - Markowi M.
Prawnikowi zarzucano, że żądał łapówki od prokuratorki, która prosiła go o pomoc w odszukaniu skradzionego samochodu. Podsłuch założono nie tylko na jego dwa telefony komórkowe, ale także na dwa telefony w kancelarii "Praski, Lipiński, Tyblewska", w której Marek M. ma jedynie adres do doręczeń.
O tych szczegółach nie wiedział jednak sąd, w efekcie czego śledczy przez kilka tygodni podsłuchiwali rozmowy adwokatów, którzy ze śledztwem nie mieli nic wspólnego.
Źródło: Dziennik Polski
Źródło zdjęcia głównego: TVN24