- To członkowie sekty smoleńskiej zakłócili spotkanie Ewy Kopacz we Wrocławiu - uważa Jacek Protasiewicz (PO), który był gościem "Faktów po Faktach". Jego zdaniem wykorzystali tę okazję, by wyładować na szefowej rządu swoją agresję. Joachim Brudziński (PiS) tłumaczył zaś, że po ośmiu latach rządów PO ludzie mają prawo być źli i dali temu upust właśnie w stolicy Dolnego Śląska.
Podczas poniedziałkowej wizyty premier we Wrocławiu grupa przeciwników rządu zakłóciła spotkanie Ewy Kopacz. Wykrzykiwali obraźliwe hasła i zarzucili premier oraz rządowi kłamstwa.
Jacek Protasiewicz w "Faktach po Faktach" stwierdził, że osoby, które manifestowały, nie były przypadkowe.
- Nikt nie przychodzi, akurat w czasie, kiedy w jednym z teatrów odbywa się spotkanie ludzi kultury z panią premier, przypadkiem z takim megafonem podręcznym. Jest oczywiste, że to była akcja zorganizowana - powiedział. Dodał, że manifestowały dwie grupy. Jedna z nich to obrońcy społeczności romskiej, druga zaś to członkowie "sekty smoleńskiej". Ci drudzy - zdaniem Protasiewicza - "przyszli wyładować swoją absolutnie, w czystej postaci, agresję". - Bo to nawet nie była frustracja - powiedział.
Pytany, czy manifestujący pochodzili z tych samych środowisk, które zakłócały spotkania Bronisława Komorowskiego w czasie kampanii prezydenckiej, mówił: - Trudno mi powiedzieć, czy to była grupa organizowana przez PiS czy przez inne środowiska, które stały za tamtymi demonstracjami, ale niewątpliwie poza tymi odwołaniami do katastrofy smoleńskiej pojawiły się takie hasła, że "Andrzej Duda was rozliczy", to mówi chyba wszystko, co tutaj więcej dodawać.
Joachim Brudziński (PiS) ocenił z kolei, że po ośmiu latach rządów PO ludzie mają powody do tego, by być źli i sfrustrowani i dali temu upust właśnie we Wrocławiu.
Krytykował Protasiewicza, za to, ze nazwał manifestujących "sektą smoleńską".
- Jak sądzę, zależy Platformie Obywatelskiej, tak doświadczonemu politykowi, doświadczonemu w różnych socjotechnicznych sztuczkach, żeby wywołać awanturę, sprowokować - mówił Brudziński.
"Zbiegło się w czasie"
We wtorek we Wrocławiu odbyło się wyjazdowe posiedzenie rządu. Podobne miało miejsce 14 lipca w Łodzi. Protasiewicz przekonywał, że są to okazje do spotkań mieszkańców z premier i jej ministrami. Ocenił, że są to dobrze wydane pieniądze. Nie chciał jednak zdradzić, jaki był koszt wyjazdowych posiedzeń.
Pytany, czy takich spotkań nie można było przeprowadzić wcześniej, a nie w kampanii wyborczej, odpowiedział: - Akurat tak zbiegło się w czasie.
Joachim Brudziński nie miał jednak wątpliwości, że jest to element kampanii wyborczej. Działania rządu Kopacz nazwał "szopką".
Dopytywał Protasiewicza o 2,5 mln zł, jakie kancelaria premiera przeznaczyła na nagrody dla swoich urzędników. Ten zaś odpowiedział, że "są one regulowane kodeksem pracy albo umowami zbiorowymi, bez względu na miejsce, w którym praca jest wykonywana".
Autor: db/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24