Premier Donald Tusk nie jedzie na żaden mecz mistrzostw Europy. Prezydent pojawi się na jednym: spotkaniu z Austrią. Obaj będą oglądać większość rozgrywek w telewizji - informuje "Dziennik".
- Premier nie wybiera się na żaden mecz - potwierdza rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. Dlaczego? Szef rządu nie chce się narazić na złośliwości, jak podczas podróży do Peru. - Gdybyście pisali inaczej o Peru, to pewnie na mecz Polska - Niemcy premier by pojechał - mówi polityk PO.
Euro 2008 bez głowy państwa i szefa rządu
Na Euro 2008 wybiera się za to prezydent. Przyjedzie na drugie spotkanie, z Austrią, na zaproszenie prezydenta tego kraju Heinza Fischera. - Potem mają zaplanowane rozmowy bilateralne w trakcie kolacji - mówi prezydencki minister Michał Kamiński.
To oznacza, że żaden z naszych przywódców nie zaszczyci inauguracyjnego meczu Polaków z Niemcami w Klagenfurcie. Dlaczego nie jedzie premier? - Jest bardzo zajęty, ma dużo pracy i nie znajdzie czasu, by pojechać na mecz - powiedział "Dziennikowi" szef jego gabinetu politycznego Sławomir Nowak. Ale faktycznie otoczenie szefa rządu obawia się, że odium dość prawdopodobnej porażki Polaków (nigdy nie pokonaliśmy Niemców na wielkiej imprezie), mogłoby spaść i na niego. - Ja na pewno nie miałbym do niego pretensji, gdyby oglądał mecz na stadionie - mówi Kamiński.
Tusk nie przyniósłby pecha naszym piłkarzom
Czy premier naprawdę ma się czego obawiać? Wizyty głów państw czy szefów rządów na meczach swoich reprezentacji na ważnych imprezach to ogólnie przyjęty zwyczaj. Podobnie jest w Polsce choć po 1989 roku Polska zakwalifikowała się na dużą imprezę piłkarską dopiero w 2002 roku. Wówczas na mecz otwarcia z gospodarzami - Koreą, pojechał prezydent Aleksander Kwaśniewski. Bez powodzenia, bo przegraliśmy 0:2. Ale winny nie był prezydent, a piłkarze i Edyta Górniak, która miała ich wybić z rytmu fatalnie wykonanym hymnem.
Cztery lata później na inaugurację do Niemiec poleciał premier Kazimierz Marcinkiewicz. Polska przegrała 0:2 z Ekwadorem. Tym razem premier był obwiniany. Ale nie dlatego, że był na stadionie, tylko dlatego, że przed meczem pojawił się w szatni i zdekoncentrował graczy.
Na następny mecz, z Niemcami, na zaproszenie prezydenta Horsta Koehlera przyjechał Lech Kaczyński. Był bliski świętowania remisu, ale w 91 minucie Niemcy strzelili jedynego gola i Polska znów przegrała. I tym razem nikt nie winił prezydenta.
mpj//mat
Źródło: "Dziennik"