Raporty policji z wypadków są pełne błędów - wynika z ustaleń Najwyższej Izby Kontroli, do których dotarła "Rzeczpospolita". Tymczasem takie pomyłki wykluczają wypłatę odszkodowania.
Kiedy dochodzi do wypadku lub kolizji na miejsce zdarzenia są wzywani policjanci, którzy mają zabezpieczyć ślady i je opisać, m.in. po to, by później ustalić winnego.
Z raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarła "Rz", wynika, że policyjne sprawozdania są pełne błędów.
Na 380 tys. zdarzeń drogowych, które przeanalizowała NIK, różnego rodzaju pomyłki znalazły się w opisach 60 tys. z nich. W aż 96 proc. brakowało obowiązkowych danych lokalizacji GPS miejsca wypadku.
Brak szkoleń
Błędy mogą wynikać z braku niezbędnej wiedzy. Izba ustaliła, że aż 43 proc. funkcjonariuszy ruchu drogowego nigdy nie odbyło obowiązkowych specjalistycznych szkoleń. W dobrowolnych uczestniczy zaś zaledwie 7 proc.
- W ostatnich latach znacznie pogorszyła się jakość pracy policjantów na miejscu zdarzeń. Pomijają ślady, protokoły oględzin są sprzeczne ze szkicem - mówi "Rz" Adam Reza, przewodniczący Opolskiego Stowarzyszenia ds. Wypadków Drogowych i biegły od 30 lat.
Badał on wypadek, w którym motocyklista stracił niedawno nogę po zderzeniu z samochodem. Nie może nawet próbować walczyć o odszkodowanie, bo nie ustalono, kto był winien. Policjanci niedbale zabezpieczyli ślady.
Policja zapewnia, że zgodnie z tym, co postuluje NIK, posyła na szkolenia coraz większą liczbę funkcjonariuszy. - Stan etatowy pionu ruchu drogowego w ubiegłym roku wzrósł o 10 proc. W drogówce pracuje już 8,5 tys. policjantów. Najpierw przyjmujemy na etat, wkrótce potem wysyłamy na szkolenie - mówi "Rz" Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Autor: mac//kdj / Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: tvn24