"Superwizjer" ujawnił nowe, nieznane dotąd fakty ze śledztwa w sprawie Nanghar Khel. Eksperyment w innym miejscu niż ostrzał, brak ważnych dokumentów w aktach sprawy, ujawnianie danych świadków - to tylko niektóre fakty ustalone przez dziennikarki programu. Dotarły one także do treści notatki agenta SKW o kryptonimie "SMOK".
"Superwizjer" dotarł do treści notatki agenta Służby Kontrwywiadu Wojskowego o kryptonimie "SMOK", na podstawie której prokuratura prawdopodobnie zdecydowała się rozpocząć śledztwo w sprawie zabójstwa cywilów w afgańskiej wiosce Nanghar Khel.
Dziennikarkom udało się także porozmawiać z informatorami z wymiaru sprawiedliwości i armii. Treść tych rozmów tłumaczy, dlaczego sąd zdecydował się, w miniony czwartek, cofnąć akt oskarżenia w tej sprawie do prokuratury.
Błąd taktyczny
Śledztwo przeciw żołnierzom było, zdaniem informatorów "Superwizjera", źle prowadzone. Po zatrzymaniu żołnierzy, jeden z nich przyznał się do ostrzału budynków wioski. Kiedy jednak prowadzący postępowanie prokurator potraktował go tak, jak pozostałych członków plutonu Delta i umieścił w areszcie, ten wycofał swoje zeznania.
Zdaniem informatora był to błąd taktyczny. Według niego można było zastosować współpracę z oskarżonym żołnierzem i na podstawie jego zeznań oskarżyć pozostałych żołnierzy.
Świadek nie-incognito
Błędnie wybrano także status świadka incognito dla świadków oskarżenia. Przy tak małej liczbie przesłuchiwanych osób - dwudziestu świadków - musiało dojść do ujawnienia ich danych.
Ze świadków incognito w ostateczności zrezygnowano. Na razie nie wycofali swoich zeznań, obarczających żołnierzy plutonu Delta winą za śmierć ośmiu cywili, ale mogą to zrobić, tłumacząc się własnym bezpieczeństwem. Tym bardziej, że prokuratura prowadzi już postępowanie w sprawie zastraszania świadków.
Nie wiadomo, dlaczego prokurator nie skorzystał z programu ochrony świadków, gwarantującego im bezpieczeństwo.
Prawdziwy powód decyzji
"Superwizjer" ustalił także prawdziwy powód decyzji sądu z lipca tego roku, kiedy to akt oskarżenia po raz pierwszy wrócił do prokuratury. Oficjalnie podany powód to brak adresów oskarżonych w dokumentacji.
W rzeczywistości z akt śledztwa, które dotarły do Sądu, zniknęły dokumenty dotyczące moździerza użytego przy ostrzale wioski. Ponieważ wpisano je na listę dowodów, a sędziowie ich nie otrzymali wraz z aktem oskarżenia sprawę cofnięto.
O ukrycie tej przyczyny, miał ubłagać sąd prowadzący sprawę prokurator Karol Frankowski. Także on - według wiedzy informatorów - miał podjąć decyzję o zatrzymania żołnierzy przez uzbrojonych po zęby żandarmów i dodatkowo dać o tym cynk dziennikarzom. W efekcie całą Polskę obiegły zdjęcia skutych w kajdanki wojaków.
Złe badania balistyczne
Do listy błędów dochodzi jeszcze zła lokalizacja badań balistycznych moździerza. Eksperyment, który miał odpowiedzieć na pytanie czy do ostrzału wioski doszło z powodu złego sprzętu i wadliwej amunicji, przeprowadzono w zupełnie innym miejscu niż to, w którym padły śmiertelne strzały.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn