Prawie cztery miliony złotych - tyle od początku tej kadencji pożyczyli z sejmowego funduszu socjalnego posłowie. Z nisko oprocentowanych pożyczek skorzystała ponad 1/3 parlamentarzystów. Kto brał najwięcej? Politycy PO i PiS. Jednak pożyczkowe różnice widać wyraźnie: pierwsi pożyczali głównie na kupno mieszkań, drudzy na remont.
Od wygranych przez Platformę wyborów w Sejmie zapożyczyło się 166 posłów. Z funduszu socjalnego wyciągnęli w sumie ponad 3,6 mln złotych. Krzysztof Luft, szef Biura Prasowego Sejmu, przypomina jednak, że pożyczka "nie jest żadnym poselskim przywilejem". Utworzenie takiego funduszu to obowiązek każdego pracodawcy - podkreśla.
A na co najczęściej pożyczają parlamentarzyści? Okazuje się, że najwięcej posłów - bez względu na przynależność partyjną - pożyczkami próbuje rozwiązać swoje problemy mieszkaniowe. Ale tu pojawia się zasadnicza różnica. Nie dla wszystkich oznaczają one bowiem to samo.
Remontujesz, kupujesz?
Politycy PiS najczęściej sięgali do funduszu po pieniądze na remonty swoich "M", politycy PO z kolei korzystali z sejmowej pomocy by "M" dopiero kupić. Dodajmy - na remont mieszkania lub domu posłowie mogą dostać 20 tysięcy złotych. Na budowę albo kupno – 25 tysięcy. Od października 2007 roku po pożyczki zgłosiło się w sumie po około 40 procent posłów jednej i drugiej partii.
Mniej brali posłowie PSL i SLD, ale tutaj też pożyczki na ogół wiązały się z kłopotami mieszkalnymi. Tak było na przykład w przypadku szefa Sojuszu Grzegorza Napieralskiego, który z funduszu socjalnego skorzystał (pobrał 12 tysięcy złotych) by "podreperować mieszkanie spółdzielcze". - Kupiłem je szybko parę lat temu, uciekając od nieuczciwego dewelopera. Pożyczkę spłacałem przez dziesięć miesięcy - tłumaczy Napieralski "Rzeczpospolitej".
Wiele hałasu o nic
Ale nie wszyscy politycy o swoich pożyczkach opowiadają równie chętnie. - Wzięłam ją zgodnie z regulaminem Sejmu, spłaciłam i nie ma o czym dyskutować – ucina Elżbieta Radziszewska (PO) i dodaje, że nie rozumie tego "dziwnego zainteresowania mediów tym tematem". Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania zapożyczyła się na 25 tys. zł. Z oświadczenia majątkowego z kwietnia 2008 r. wynika, że Radziszewska jest współwłaścicielką domu o powierzchni 130 m.kw., ma 39-metrowe mieszkanie i 583 tys. zł kredytu hipotecznego na 20 lat.
Byłbym zakłamany, gdybym przekonywał, że pensja posła nie odbiega od średniej krajowej, ale nie pojechałem za te pieniądze na Karaiby, ani nie spłaciłem nimi innego kredytu. Joachim Brudziński, PiS
Pięć tysięcy mniej pożyczył sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński - dla rodziców. A dokładniej na piec i okna do ich domu, którego jest współwłaścicielem. – Byłbym zakłamany, gdybym przekonywał, że pensja posła nie odbiega od średniej krajowej, ale nie pojechałem za te pieniądze na Karaiby, ani nie spłaciłem nimi innego kredytu – zapewnia w rozmowie z "Rz". Zdarzają się jednak ponoć mniej uczciwi.
Dobra lokata nie jest zła
Z informacji gazety wynika, że niektórzy politycy biorą nisko oprocentowaną pożyczkę właśnie po to, by szybciej spłacić komercyjny kredyt. Okazuje się, że może być ona także niezłym źródłem dochodów, bo jej oprocentowanie jest dużo niższe niż oprocentowanie bankowych lokat. - Bywało, że poseł zarabiał, lokując pieniądze z sejmowej kasy na koncie - pisze "Rzeczpospolita".
Każdy poseł, który w dobie kryzysu miałby ochotę podreperować domowy budżet pożyczką z sejmowego funduszu, dzisiaj obejdzie się jednak smakiem. Powód? Fundusz świeci pustkami. Posłowie muszą cierpliwie poczekać na to aż ich koledzy spłacą swoje długi.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24