- Mam nadzieję, że to jest ten moment, w którym nauczyciele, którzy uważają, że za mało zarabiają (...) uznają, że forma protestu, który w sposób oczywisty szkodzi dzieciom (...) to jest coś na co nie pójdą - mówił w "Kawie na ławę" w TVN24 Marcin Horała z PiS. - Nauczyciele dzisiaj doszli do ściany - tłumaczył Bartosz Arłukowicz z PO.
Politycy w "Kawie na ławę" w TVN24 komentowali zapowiadany ogólnopolski strajk nauczycieli i słowa przewodniczącego Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza, który mówił, że nauczyciele mają w ręku "potężny oręż, jakim jest promocja uczniów". Wskazywał, że jeżeli nauczyciele skorzystają z tego "oręża" to "będziemy mieli w edukacji totalny kataklizm". Rzeczniczka Ministerstwa Edukacji Narodowej w sobotę wieczorem oceniła, że utrudnianie uczniom promocji "jest działaniem wyjątkowo nieodpowiedzialnym, dla którego nie ma usprawiedliwienia".
"Mam duży szacunek do zawodu nauczyciela"
Marcin Horała, odnosząc się do wypowiedzi Broniarza, mówił, że "to mu jeży włos na głowie".
- Grożenie sytuacją, w której uczeń dobrze się uczy, zdał wszystkie egzaminy (...), nie dostanie promocji, bo pan Broniarz zrobi protest przeciwko rządowi w ten sposób, że nie wyda uczniowi świadectwa, to sobie szczerze mówiąc tego nie wyobrażam - stwierdził.
- Mam nadzieję, że to jest ten moment, w którym nauczyciele, którzy uważają, że za mało zarabiają (...) uznają, że jednak forma protestu, który wprost, w sposób oczywisty szkodzi dzieciom i pozbawia dzieci prawa do ukończenia szkoły, to jest coś na co nie pójdą - ocenił poseł Prawa i Sprawiedliwości. - Jestem przekonany, że tak będzie, bo mam duży szacunek do tego zawodu - dodał.
"Dwa niefortunne konteksty" strajku nauczycieli
Paweł Mucha z Kancelarii Prezydenta mówił, że są "dwa niefortunne konteksty" planowanego strajku nauczycieli. - Jeden to kontekst trwającej kampanii wyborczej (do Parlamentu Europejskiego - red.). Drugi kontekst - i to niestety ulega eskalacji - prowadzenia protestów w taki sposób, że może to zagrozić przebiegowi egzaminów - wskazał.
Zastrzegł jednak, że "pensje nauczycieli powinny wzrastać". - Ta praca powinna być wynagradzana jak najlepiej - mówił prezydencki minister.
"Stoimy ramię w ramię z nauczycielami"
Do sytuacji nauczycieli odniósł się również Bartosz Arłukowicz z Platformy Obywatelskiej.
- Stoimy ramię w ramię z nauczycielami i będziemy ich popierać - przekonywał. - Po pierwsze - wy ich lekceważycie, po drugie - nie chcecie z nimi rozmawiać, po trzecie - nie szanujecie ich pracy - mówił w kierunku przedstawicieli obozu rządowego. Ocenił, że "nauczyciele dzisiaj doszli do ściany". - Pokażmy wszyscy, że jesteśmy z nauczycielami - apelował.
"Minister Zalewska zbudowała całą deformę edukacji na kłamstwach"
Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, komentując obecną sytuację nauczycieli, odniosła się do przebiegu wprowadzania reformy edukacji. - Zdajmy sobie sprawę, że pani minister Zalewska zbudowała całą deformę edukacji na kłamstwach - oceniła. Stwierdziła, że konsultacje społeczne nie były poświęcone sposobowi jej wprowadzania. - Uczestniczyłam w tych konsultacjach i one dotyczyły mnóstwa innych spraw, tylko nie reformy edukacji, o którą pytali nauczyciele - dodała.
"Branie zakładników i stawianie sprawy na ostrzu noża"
Agnieszka Ścigaj z Kukiz'15 mówiła, że nauczyciele "nie są i nie byli" dobrze wynagradzani.
Odnosząc się do strajku stwierdziła jednak, że nie podoba jej się "branie zakładników i stawianie sprawy na ostrzu noża". - Liczę na dojrzałość i nauczycieli, ale i strony rządowej, bo przecież takie sytuacje są do rozwiązania - oceniła. Sugerowała, że "jeżeli w tym momencie, w ramach tego budżetu, wymagania nauczycieli są niemożliwe do zrealizowania dla rządu", to powinny być realizowane stopniowo.
Stwierdziła, że "rozłożenie w czasie, deklaratywne, w sensie ustawowym, jest polem i przestrzenią dla rozmowy z nauczycielami".
"Te środowiska, na czele z nauczycielami, zostały po prostu zlekceważone"
Jarosław Kalinowski z PSL mówił, że "czarę goryczy przelały decyzje Prawa i Sprawiedliwości z ostatniego miesiąca, półtora miesiąca". - I te dzieci niepełnosprawne, które strajkowały z rodzicami w Sejmie, i nauczyciele w rozmowach ze stroną rządową mieli informację jednoznaczną, że w budżecie nie ma pieniędzy - mówił. - A teraz się okazuje, że jest czterdzieści miliardów w budżecie, oczywiście rozdane według klucza badań opinii, co przyniesie więcej głosów w wyborach, a te środowiska, na czele z nauczycielami, zostały po prostu zlekceważone - stwierdził, nawiązując do obietnic wyborczych PiS, które według wyliczeń ekspertów mają kosztować budżet państwa czterdzieści miliardów złotych.
Autor: mjz/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24