Żadnej afery nie było - wynika z raportu komisji, powołanej przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha, do zbadania sprawy fałszowania szkoleń w 56. Kujawskim Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu. O aferze opowiedział "Rzeczpospolitej" służący w tym pułku pilot chorąży Dariusz Warkocki. Komisja postanowiła wysłać go na badania i sprawdzić, czy nadaje się do służby.
Gazeta ujawniła sprawę 4 września, publikując stenogramy rozmów przeprowadzonych przez dowódcę z żołnierzami. Wynikało z nich, że szkolenie pilotów odbyło się tylko na papierze, a dokumenty sfabrykowano ze wsteczną datą.
Po publikacji minister obrony narodowej powołał specjalną komisję, która miała zbadać sytuację w pułku. Na jej czele stanął gen. Andrzej Malinowski, szef sztabu Wojsk Lądowych. W ubiegłym tygodniu komisja zakończyła kontrolę i poinformowała "Rz" o jej wynikach. - Nie stwierdzono jednoznacznie faktu fałszowania dokumentów i poświadczenia nieprawdy - oświadczył rzecznik ministra obrony Janusz Sejmej.
Komisja uznała, że skoro 23 listopada nie doszło do lotów szkoleniowych, to nie jest możliwe, aby miało miejsce sfałszowanie dokumentów o szkoleniu. Gazeta dysponuje jednak kopią dokumentu, w którym żołnierze poświadczali nieprawdę. Członkowie komisji nie byli zainteresowani przejrzeniem dokumentu.
Winny ten, kto ujawnił
Komisja wskazała jednak winnego afery. Ma nim być ten, kto ją ujawnił, czyli chorąży Warkocki. Kontrola wykazała, że wielokrotnie pomawiał on swoich przełożonych, a w dodatku zbyt często przebywał na zwolnieniu lekarskim.
- Komisja zdecydowała o wysłaniu chorążego Warkockiego na badania okolicznościowe stwierdzające przydatność żołnierza do wykonywania zadań na zajmowanym stanowisku - mówi "Rz" rzecznik Sejmej. Warkocki przyznaje, że spodziewał się konsekwencji tego, co zrobił, ale nie zamierza się poddawać. - Nadal będę mówił o nieprawidłowościach, bo to zbyt poważna sprawa, by ja bagatelizować - podkreśla.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: www.isaf.wp.mil.pl