PiS ma gigantyczny problem, bo zdaje sobie sprawę, że musi jakoś przeciąć sprawę wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim, ale nie do końca wie, jak to zrobić - ocenił poseł PO Marcin Kierwiński. Dodał, że partia rządząca może wpłynąć na prezesa Adama Glapińskiego za pomocą ustawy. Do tej sprawy odnieśli się również Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej i Bartosz Kownacki z PiS. Prawo i Sprawiedliwość zapowiada projekt ustawy wprowadzającej jawność wysokości zarobków w NBP.
W środę wieczorem rzeczniczka PiS Beata Mazurek poinformowała, że Prawo i Sprawiedliwość przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim zarówno obecnego zarządu, jak i poprzednich. Dodała, że ustali ona również górną granicę zarobków osób zajmujących funkcję kierownicze w NBP.
Wcześniej swój projekt w sprawie jawności zarobków między innymi w NBP zaprezentowała Platforma Obywatelska. Rzeczniczka PiS jeszcze w środę, w trakcie dnia mówiła, że partia poprze ten projekt, jeżeli nie będzie przeszkód formalno-prawnych.
Poseł PO Marcin Kierwiński, odnosząc się do tej sprawy, ocenił, że politycy Prawo i Sprawiedliwość ma gigantyczny problem, bo zdaje sobie sprawę, że musi jakoś tę kwestię przeciąć, że - jak podkreślił - "nie wytrzymają tej krytyki mediów, opinii publicznej i nie do końca wiedzą, jak to zrobić".
Narodowy Bank Polski jest instytucją niezależną od polityków. Jak dodał Kierwiński, PiS nie ma wpływu na Adama Glapińskiego. - Pan Glapiński ma sporą wiedzę o przeszłości Jarosława Kaczyńskiego, więc chyba nie jest tak, że Kaczyński może zadzwonić i mu kazać coś zrobić. Te relacje były zawsze równoprawne. Panowie nie jedną rzecz w polityce robili. (...) Niektóre z tych interesów w latach 90. nie najlepiej zapisały się w historii Polski - zauważył.
Poseł PO powtórzył, że "Kaczyński nie może kazać Glapińskiemu, ale może z kolei jakoś wpłynąć na niego". Zdaniem Kierwińskiego ustawa dotycząca ujawnienia zarobków w NBP jest właśnie "taką formą" wpłynięcia na Glapińskiego.
"Glapiński śmieje się Polakom w twarz"
- Pan prezes Glapiński, gdyby tylko chciał, to mógłby pokazać, ile zarabiają jego pracownice, ale on się śmieje Polakom w twarz i mówi: nie chcę, ja nie zamierzam tego robić, co mi zrobicie? - komentowała szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer.
- Za pana Glapińskiego - ja przypomnę - odpowiada osobiście Jarosław Kaczyński, bo to jest jego kolega, jego partner z Porozumienia Centrum. Jest to człowiek, którego on wskazał na prezesa Narodowego Banku Polskiego w związku z tym niech nie umywa rąk, tylko niech zrobi coś, żeby pan Glapiński zaczął - nazwijmy to - współpracować ze społeczeństwem. To społeczeństwo mu płaci, ponieważ Narodowy Bank Polski jest instytucją państwową - zauważyła.
"Pensje pracowników Narodowego Banku Polskiego też mogą być jawne"
Poseł PiS Bartosz Kownacki powiedział, że nie widzi problemu, żeby miał nie podnieść ręki za ustawą PiS, która ujawniłaby wynagrodzenia w Narodowym Banku Polskim. - Pensje posłów są jawne, pensje pracowników Narodowego Banku Polskiego też mogą być jawne, tylko chciałbym, żeby była ta uczciwość oddana. Przez 25 lat, kiedy szefem był pan Leszek Balcerowicz, pani [Hanna - przyp. red.] Gronkiewicz-Waltz czy pan [Marek - red.] Belka nikt nie podnosił takiej kwestii. Nagle ona budzi emocje mimo że nie zmieniło się nic w zakresie wynagradzania tych osób - zaznaczył.
Podkreślił, że bez zgody pracownika prezes NBP nie może ujawnić zarobków. - Jeżeli sam pracownik pokaże zarobki, to jest to jego decyzja - dodał.
Sprawa zarobków współpracownic prezesa NBP
Pod koniec grudnia ubiegłego roku "Gazeta Wyborcza" napisała o dwóch współpracownicach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Gazeta napisała wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą około 65 tysięcy złotych, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami".
Na środowej porannej konferencji prasowej, zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości około 65 tysięcy złotych bądź wyższej". Dodała, że środki na wynagrodzenia w Narodowym Banku Polskim stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa.
W środę po południu prezes NBP mówił na konferencji prasowej, że "ustawę o jawności wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim podpisze obydwoma rękoma". Jak dodał, aby mógł to zrobić, trzeba ją najpierw uchwalić. Ocenił jednak, że ustawa ta będzie fatalna dla funkcjonowania NBP.
Glapiński mówił też, że w mediach "szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor" i że było to "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami".
Autor: js//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24