Zapisy czarnej skrzynki nie pozostawiają wątpliwości: ofiary wypadku do samego końca zachowywały się spokojnie. Lotnicy, którzy w styczniu zginęli w katastrofie samolotu CASA, nie mieli zapewne świadomości, że za chwilę stracą życie - twierdzi "Super Express".
Gazeta dotarła do wstępnych ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Komisja ustaliła, że w momencie zderzenia z nasypem kolejowym odłamał się ogon samolotu. Przez powstałą wyrwę w kadłubie wypadły zmasakrowane ciała siedmiu pasażerów, którzy siedzieli w tylnej części maszyny. Ciała członków załogi i pozostałych oficerów spaliły się w przedniej części samolotu. Pasażerów cisnęła tam zabójcza siła, gdy mknący z prędkością 200 km/h samolot uderzył w ziemię.
Z ustaleń komisji wynika również, że pilot CASY, podchodząc do lądowania, złamał ustalone w przepisach procedury.
Oficjalny raport dotyczący przyczyn katastrofy, w której zginęło 20 lotników, może zostać przedstawiony już na przełomie marca i kwietnia, twierdzi rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski.
23 stycznia wieczorem w Mirosławcu rozbił się wojskowy samolot transportowy CASA C-295M. Zginęło 20 osób - czterech członków załogi i 16 pasażerów - oficerów wracających z konferencji na temat bezpieczeństwa lotów. Większość ofiar służyła w Mirosławcu i Świdwinie.
Źródło: "Super Express"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24