46 poszkodowanych w piątkowym wypadku polskiego autokaru w Serbii wróciło w sobotę rano do kraju. W serbskich szpitalach pozostało 13 osób. Są przy nich ich bliscy. Stan dwójki najciężej rannych chłopców ze szpitala w Nowy Sadzie jest stabilny, ale nie pozwala na przewiezienie z oddziału intensywnej terapii. W wypadku zginęło sześć osób.
Z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka wyszła w sobotę czwórka dzieci, które zostały wypisane na prośbę rodziców. Natomiast szpital w Sosnowcu na własną prośbę opuściła dwójka dorosłych. W polskich szpitalach pozostaje jeszcze 25 rannych.
Być może już w poniedziałek szpitale będzie mogło opuścić pięcioro z 13 rannych w wypadku osób, które pozostały jeszcze w Serbii - takie informacje (uzyskane po porannym obchodzie serbskich lekarzy) przekazały służby wojewody śląskiego. Dyrektor szpitala w Nowym Sadzie przyznał, że powrót kilkorga pacjentów jest możliwy w najbliższym czasie, "o ile nie wystąpią żadne komplikacje".
Jest lepiej
Serbscy lekarze podkreślili, że choć stan dwóch najciężej rannych chłopców nie pozwala jeszcze na przewiezienie z oddziału intensywnej terapii do zwykłej sali, to jednak "ich stan jest stabilny". Chirurdzy zadowoleni są też z przebiegu operacji, podczas której rekonstruowano rękę jednego z chłopców. Za wcześnie jednak na to, by powiedzieć, czy uda się ją uratować. Paweł Sokołowski, polski konsul w Belgradzie zaznacza jednak, że kilku amputacji nie udało się uniknąć.
Do zdrowia wracają też pacjenci, którzy w sobotę rano zostali przewiezieni rządowym tupolewem do Polski (przyleciało nim 46 poszkodowanych i ich rodziny). Życiu żadnego z 27 dzieci, które trafiły do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka nie zagraża niebezpieczeństwo. Stan fizyczny małych pacjentów lekarze określają jako "zadowalający".
Gorzej jest ze stanem psychicznym - jak przyznała na konferencji prasowej psycholog Justyna Dubiel - "niektóre nie wyszły jeszcze z szoku". Po porannych badaniach dwoje dzieci opuściło szpital. - Na oddziale chirurgii pozostało 14 rannych dzieci, na oddziale ortopedii siedmioro, a na oddziale neurochirurgii cztery. Stan dzieci nie budzi w tej chwili żadnych obaw - powiedziała dr Ewa Emich-Widera, dyrektor katowickiego szpitala.
Kierowca "lada chwila" z zarzutami?
Z Serbii, oprócz najciężej rannych, nie wrócili jeszcze dwaj kierowcy i pilot wycieczki. Mężczyźni złożyli już zeznania.
Kierowca, który prowadził autokar w chwili wypadku odpowie najprawdopodobniej za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu drogowym. Ambasador RP w Belgradzie Maciej Szymański powiedział TVN24, że „lada moment” zostaną mu postawione zarzuty. Grozić mu może nawet osiem lat więzienia. - Kwalifikacja która została przyjęta w postanowieniu o wszczęciu śledztwa, to jest czyn z artykułu 173, paragraf 4. - czyli nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym na terenie Serbii. Skutkiem czego nastąpiła śmierć sześciu osób i obrażenia ciała pozostałych uczestników. W ramach tego postępowania będzie też weryfikowana kwestia, jakie obrażenie odnieśli ci uczestnicy. Są to wszystko rutynowe czynności, czyli zgromadzenie dokumentacji lekarskiej i opinii biegłych - wyjaśniła Katarzyna Kuklis z prokuratury w Bielsku-Białej.
Bielska Prokuratura Okręgowa zabezpieczyła już całą, znajdującą się w kraju, dokumentację dotyczącą organizacji wypoczynku w Bułgarii turystów, którzy uczestniczyli w wypadku.
Od rana badania
Rządowy samolot Tu-154 z lżej rannymi osobami biorącymi udział w wypadku wrócił do portu w Pyrzowicach k. Katowic w sobotę wczesnym rankiem. Na pokładzie znalazło się 46 osób poszkodowanych i ok. 20 członków ich rodzin. W czasie lotu rannymi opiekowali się polscy lekarze i ratownicy medyczni oraz psycholog. Dwaj psychologowie pozostali na razie w Serbii.
- Stan psychiczny wielu poszkodowanych nie pozwalał na rozmowę z nimi. Bałem się pytać, jak się czują - relacjonował na lotnisku koordynujący z ramienia rządu akcję pomocy wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk.
Ubezpieczyciel zwróci pieniądze rządowi
Poszkodowani zostali przetransportowani samolotem na koszt rządu, ale ubezpieczyciel już przekazał wojewodzie oświadczenie, w którym zobowiązał się do pokrycia wszelkich kosztów związanych z transportem ich i ich bliskich, zakwaterowaniem i leczeniem rannych "do wysokości sumy ubezpieczenia".
Prosto z lotniska poszkodowani zostali przewiezieni na badania do śląskich szpitali: Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach (dzieci) oraz Szpitala Wojewódzkiego im. św. Barbary w Sosnowcu (dorośli). Lżej ranni zostali przewiezieni tam autokarami, najciężej ranne dzieci - karetkami pogotowia.
Jak doszło do wypadku?
Do wypadku autokaru z 66 turystami doszło po godz. 6.30 rano w okolicach miejscowości Indija, w odległości 20 km od Belgradu. Autokar wiózł do Bułgarii uczestników wczasów, organizowanych przez biuro In-Tour Beskidy. Większość z nich to pracownicy kopalni "Ziemowit" w Lędzinach na Śląsku oraz członkowie ich rodzin. W wypadku zginęło sześć osób: dwoje dzieci, jedna kobieta i trzech mężczyzn. Ciała ofiar zostały już zidentyfikowane. Przeprowadzono m.in. badania DNA. Jak mówił wojewoda, rozmowy z bliskimi ofiar były dla niego najtrudniejsze.
- To była dla mnie najtrudniejsza rozmowa - z żoną zmarłego i jego 6-letnią córką, kiedy musiałem wytłumaczyć im, że ojciec zginął, a one wracają do Polski - powiedział Łukaszczyk.
"Autokar przygniótł wypadających pasażerów"
Nie ustalono jeszcze przyczyn tragedii. Jednak z relacji świadków wynika, że kierowca chciał zgasić światło w autokarze, być może mimowolnie skręcił kierownicą i stracił panowanie nad pojazdem, który wylądował w rowie.
Drastyczne szczegóły zdarzenia zdradził reporterowi TVN24 polski ambasador. Skutki kolizji byłyby mniejsze, gdyby autokar nie przewrócił się na bok: - Autokar przygniótł wypadające z niego osoby i ciągnął za sobą 30-40 metrów. To było przyczyną najgorszych obrażeń.
Rodziny ofiar poleciały do Serbii
Na pokładzie rządowego tupolewa, oprócz 54 członków rodzin poszkodowanych pasażerów autokaru – polecieli wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, który z polecenia premiera Donalda Tuska koordynuje akcję pomocy dla rodzin ofiar i poszkodowanych, a także sześciu psychologów i sześciu ratownikow medycznych, którzy mieli nadzorować powrót rannych do Polski. 22 osoby, które nie zmieściły się do samolotu, pojechały do Serbii autokarem sponsorowanym przez Kompanię Węglową - miejsce pracy większości ofiar lub członków ich rodzin.
"Nie można się nigdzie dodzwonić"
Rodziny od rana z niepokojem czekały na wieści o swoich bliskich. Jak mówił dziennikarzom przed kopalnią Bogumił Poradzisz, jego siedemnastoletni syn pojechał na kolonie do Bułgarii z kolegami. Od chwili, gdy Poradzisz dowiedział się o wypadku – wcześnie rano – nie miał o nim żadnej informacji.
- Telefony wyłączone, z nikim nie da się połączyć. Próbowaliśmy do syna, do jego znajomych, do konsulatu, do ambasady – albo nie da się połączyć, albo nic nie wiedzieli. Lecę na miejsce, by coś się na własną rękę dowiedzieć - mówił Poradzisz.
Zaznaczył, że nie podobał mu się wyjazd autokaru do Bułgarii. - Przyjechali po grupę syna spóźnieni godzinę. Było zamieszanie, policja sprawdzała autokar. Dopiero późnym wieczorem wyjechali ponoć z Bielska. Wóz miał mieć niby dwa lata, ale pierwszej nowości to nie był - mówił Poradzisz. Także inni zgromadzeni mówili o wątpliwościach co do stanu technicznego autokaru. PRZECZYTAJ WIĘCEJ O AUTOKARZE
"Nie dopuszczam myśli, by coś mogło się stać mojej córeczce"
Jacek Sieradzki dowiedział się o wypadku w chwili, gdy skończył nocną zmianę w kopalni. - Wyszedłem z łaźni i poszedłem do związków, by sprawdzić godzinę ich przyjazdu. Dostałem dwa numery by dzwonić, bo autokar miał wypadek. Zatrzęsło mną, ale nie dopuszczam myśli, by coś mogło się stać mojej córeczce – mówił.
- Już kilka godzin dzwonię co chwilę – nadal nic nie wiem. Myślę, że media nam prędzej coś powiedzą, niż ja się gdzieś dodzwonię - dodał. Górnik podziękował też za szybką reakcję władz. - To bardzo dużo, że ktoś szybko organizuje ten wyjazd. Zareagowali natychmiast. To naprawdę dla mnie dużo, gdyż nie wiem gdzie jest córka – czy w szpitalu, czy gdzieś indziej - podkreślił.
Wśród 68 pasażerów autobusu, którzy wykupili wczasy w Bułgarii w biurze podróży In Tour z Bielska-Białej, 36 osób to obecni lub emerytowani pracownicy kopalni oraz członkowie ich rodzin.
Kondolencje prezydenta
Kondolencje rodzinom ofiar złożył prezydent Lech Kaczyński. - Z głębokim smutkiem przyjąłem wiadomość o wypadku polskiego autokaru, przewożącego dorosłych i dzieci, do którego doszło w piątek rano w serbskiej miejscowości Subotica - podkreślił Lech Kaczyński.
- Solidaryzuję się w bólu i łączę w modlitwie z bliskimi ofiar tej tragedii. Jednocześnie bardzo dziękuję władzom Serbii za okazanie wszelkiej pomocy i otoczenie opieką poszkodowanych oraz ich rodzin - napisał polski prezydent.
Apel wojewody śląskiego
Wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk zaapelował do mieszkańców regionu o godne i pełne poszanowania dla bólu rodzin ofiar wypadku uczczenie ich pamięci.
Łukaszczyk chciałby, żeby instytucje kultury i rozrywki w woj. śląskim zachowały w najbliższych dniach należytą powagę w programie artystycznym.
Wojewoda nie ogłosił formalnie żałoby, ale poprosił organizatorów wszystkich imprez w regionie, by ich charakter odpowiadał atmosferze szacunku dla pamięci ofiar katastrofy i tragedii ich rodzin.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24