Lodowate prysznice, wielodniowe izolatki, nakaz stanie na baczność i zastraszanie - takie metody miała stosować część personelu szpitala dla psychicznie chorych w Starogardzie Gdańskim wobec leczonych tam dzieci.
W oddziale zamkniętym szpitala w Starogradzie przebywają nieletni, którzy popełniali przestępstwo, a potem wyrokiem sądu zostali skierowani na leczenie.
To co ich tam spotkało, leczeniem jednak trudno nazwać. Jak relacjonują, personel szpitala regularnie się nad nimi znęcał. - Zamykanie w izolatce, nakazywanie stania na baczność przez kilka godzin, wypędzanie boso na śnieg, zastrzyki z placebo - wylicza Maciej Rocławski z Prokuratury Rejonowej w Starogardzie Gdańskim, która już zajęła się sprawą.
To, że na oddziale dochodziło do nieprawidłowości potwierdziła też seria kontroli. - Te kontrole pokazały, że znęcano się nad dziećmi - mówi dr Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki w Gdańsku.
Zaczęli mówić
Sprawa - jak to na oddziale zamkniętym - pewnie jeszcze długo nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie konflikt miedzy personelem a panią ordynator. I gdyby nie zaczęli mówić - sami pacjenci. - Zaczęli mówić, że personel stosuje wobec nich różne metody, popycha, szarpie, kopie - relacjonuje Michał Rudnik, dyrektor Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim.
Dyrektor przyznaje, że najpierw próbował sam rozwiązać konflikt. Nie chciał, by młodociani pacjenci - często niebezpieczni - wykorzystali sytuację do rozluźnienia potrzebnej na oddziale dyscypliny.
Ale wtedy interweniował Rzecznik Praw Dziecka. - Te dzieci potrzebują specjalistycznej pomocy, specjalistycznej terapii - mówi RPD Marek Michalak.
Piekło, obóz...
Tymczasem jeśli zarzuty się potwierdzą, o jakiejkolwiek terapii nie było mowy. - Te dzieci trafiły do piekła, przecież to był obóz koncentracyjny, a jakie są skutki przebywania w obozie wiemy od II wojny światowej - mówi prof. Katarzyna Popiołek, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Na psychiatryczny oddział zamknięty dzieci wysyłał sąd rodzinny. Dziś sędziowie próbują placówkę uratować, bo wielu młodocianym jest bardziej potrzebny niż poprawczak czy więzienie. - Dla nas to jest sytuacja straszna, my dzieci kierujemy do szpitala by je leczyć, a pojawiają się takie zarzuty... - mówi sędzia Rafał Terlecki, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Część personelu i ordynator feralnego oddziału została już zawieszona i odsunięta od pracy z dziećmi.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN