Pechowy samolot LOT-u z 237 osobami na pokładzie, którego start z Nowego Jorku opóźnił się z powodu awarii o 2 dni, wylądował już w Warszawie. Na lotnisku JFK polskiego Boeinga 767 zatrzymały poważne problemy z systemem ciśnienia i klimatyzacją. Naprawa usterki trwała niemal cały piątek. Z USA samolot wystartował w sobotę ok. 8.30 czasu polskiego.
Opóźnionym samolotem do Polski w sobotę przybyły zaledwie 32 osoby. Reszta z 237 pasażerów już wcześniej przyleciała do Warszawy innymi samolotami.
"Straszny smród, potem dym"
Lot o numerze LO 007 miał wylecieć z Nowego Jorku w czwartek o godz. 18.15. Kłopoty zaczęły się jednak jeszcze na płycie lotniska.
"W samolocie byliśmy chwilę po godz. 18, po chwili ruszył i zaraz po tym otrzymaliśmy informację od pilota, że przed nami w kolejce do startu znajduje się ok. 40 samolotów. Samolot posuwał się powoli do przodu, jak w korku na ulicy, aż po jakichś 10 minutach po nadaniu informacji o opóźnienia w kabinie zapanował straszny smród, po chwili pokazał się dym. Ludzie zaczęli panikować, wstawać ze swoich foteli, stewardessa natomiast zaczęła udzielać informacji, że to dym z silnika, który dostał się do kabiny" - relacjonował za pośrednictwem Kontaktu TVN24, jeden z pasażerów pan Błażej.
Dym i gorąc
Ale to nie był koniec problemów. "Po chwili dym zniknął, ale w kabinie pasażerskiej zrobił się straszny upał, myślę, że ok 27-29 stopni C. Po niemal godzinie, gdy samolot odjechał od rękawa - otrzymaliśmy kolejny komunikat od pilota, że musimy wrócić do rękawa, ponieważ nie może on utrzymać temperatury w kabinie i usterkę należy usunąć - więc wróciliśmy. Naprawa wspomnianej usterki trwała ponad 3 godziny" - pisze dalej pan Błażej.
W trakcie usuwania awarii, pasażerowie siedzieli w samolocie na płycie lotniska.
Kołowanie nad Nowym Jorkiem i... powrót
Wreszcie udało się wystartować. Niestety po 11 minutach pasażerowie otrzymali kolejny komunikat od załogi. "Brzmiał mniej-więcej tak: Niestety, nadal mamy problemy z utrzymaniem temperatury w kabinie, dlatego musimy zawracać na lotnisko JFK w Nowym Jorku, gdzie będzie czekał na państwa hotel" - poinformował nasz internauta.
Okazało się jednak, że powrót na lotnisko to sprawa niełatwa. Zanim maszyna dotknęła ziemi, musiała przez ponad dwie godziny krążyć nad Nowym Jorkiem. Tyle trwało wypalanie paliwa z baków, co jest rutynową procedurą w takich przypadkach. Na szczęście udało się to bez większych problemów.
Naprawa awarii Boeinga trwała niemal cały piątek. Samolot wystartował ok. 8.30 czasu polskiego.
Źródło: Kontakt TVN24, TVN24, Polskie Radio
Źródło zdjęcia głównego: TVN24