- Chcę być solidarna z człowiekiem, który jest tłuczony młotkiem przez głowę, w tym przez prezydenta własnego państwa - mówiła Ewa Milewicz, tłumacząc, dlaczego zwraca order. Dziennikarka "Gazety Wyborczej twierdzi, że odznaczenie już odesłała do pałacu pocztą.
Milewicz podkreśliła, że nie zależy jej, by "ktoś się nią przejmował", lecz na tym, by "prezydent potrafił docenić Lecha Wałęsę". Bo - w jej opinii - to wielki człowiek.
Według niej, Lech Kaczyński nie potrafi wznieść się ponad osobiste urazy wobec byłego prezydenta i odznaczył ludzi z IPN, którzy dostarczają „amunicji do strzelania do Wałęsy”. W proteście zdecydowała się odesłać order Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Taki sam order otrzymał podczas uroczystości we wtorek prezes IPN Janusz Kurtyka.
– Janusz Kurtyka nawet nie zareagował, gdy prezydent użył słowa „nikczemny” wobec Lecha Wałęsy. Jako urzędnik państwowy powinien zareagować. Powinien powiedzieć "Panie prezydencie, nie można tak mówić o Lechu Wałęsie" – mówiła Milewicz. I dodała: - Order dostałam za wspomaganie strajku. Kiedy prezydent nazywa Lecha Wałęsę agentem, człowiekiem nikczemnym, to ja tego orderu mieć nie mogę – powiedziała.
„Podzieliła społeczeństwo na fronty”
Z Ewą Milewicz polemizował Piotr Semka, dziennikarz „Rzeczpospolitej”. Podkreślał, że prezydent nie użył słowa nikczemy w odniesieniu do Wałęsy. - Mówił tylko, że niegodziwe czyny nie mogą być skrywane - przekonywał. - Postawa „nie chcę być wśród niegodziwych - oddaję", jest myśleniem na skróty – ocenił.
Semka wyraził też opinię, że Ewa Milewicz oddając order polaryzuje opinię publiczną, dzieli społeczeństwo na fronty. Dziennikarz przyznał jednocześnie, że uroczystość przyznania orderów pracownikom IPN miała wydźwięk polityczny, ale była uzasadniona. - Głowa państwa uznała, że IPN jest obiektem ataku części polityków, w takiej sytuacji wykonuje się pewne gesty – powiedział Semka.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24