Nie rozumie na czym polega "odwaga historyków IPN", ale wie, że prezydent nagradzając szefa Instytutu Janusza Kurtykę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, uczynił z Lecha Wałęsy "człowieka nikczemnego". I dlatego znana publicystka Ewa Milewicz oddaje prezydentowi swój Krzyż. - Nie byłoby pana prezydentury, gdyby nie Wałęsa. Proszę przyjąć moje odznaczenie - oświadczyła.
We wtorek prezydent Lech Kaczyński odznaczył kilkunastu pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. Wręczając im ordery cieszył się, że "odznacza nie tylko ludzi kompetentnych, ale odważnych". - Rozumiem, na czym polegała odwaga Lecha Wałęsy i na czym polegała odwaga Pana, Panie Prezydencie. Nie rozumiem jednak, na czym polega odwaga prezesa IPN i niektórych autorów Instytutu - napisała w środę dziennikarka "Gazety Wyborczej" Ewa Milewicz.
"Nie byłoby Pana prezydentury"
Ona także - w 2006 roku - została odznaczona przez Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Taki sam order otrzymał w środę prezes IPN Janusz Kurtyka. - Nie byłoby 1989 r., Pana prezydentury, mojej "Gazety Wyborczej" bez Lecha Wałęsy. Dla Pana jednak, jak się okazało wczoraj, Lech Wałęsa to człowiek nikczemny. I odznaczył Pan ludzi z IPN, którzy dostarczają amunicji do strzelania (do niego) - zaznaczyła Milewicz.
Jej zdaniem w Instytucie jest dziś za wiele osób, które "nie zawahają się użyć teczki do zniszczenia przeciwnika politycznego. I nie użyją teczki w obronie ofiary". - Skoro Lech Wałęsa i ci, którzy się z nim solidaryzują, są nikczemni, a IPN odważny, proszę przyjąć moje odznaczenie - oświadczyła publicystka.
Źródło: TVN24, "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24