- Przykro mi, ale nie rozumiem motywacji - tak Lech Kaczyński skomentował decyzję dziennikarki "Gazety Wyborczej" Ewy Milewicz, która w proteście przeciwko odznaczeniu przez prezydenta pracowników IPN postanowiła oddać swoje odznaczenie - Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Zdaniem prezydenta decyzja Milewicz i Władysława Frasyniuka, (który jednak ostatecznie zrezygnował z oddania odznaczenia) była błędna. - Nie mogę powiedzieć, żebym chociaż w najmniejszym stopniu rozumiał motywy tej decyzji, ale to jest ich prawo. Nie będę się z tego powodu szczególnie przejmował - stwierdził Lech Kaczyński podczas spotkania z dziennikarzami w Afganistanie. Prezydent podkreślił przy tym, że nadal będzie odznaczał osoby, które przeciwstawiają się "poprawnemu myśleniu". - To się nie zmieni - zapewnił.
We wtorek w Pałacu Prezydenckim prezydent wręczył odznaczenia państwowe m.in. prezesowi IPN Januszowi Kurtyce i Piotrowi Gontarczykowi, współautorowi kontrowersyjnej książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Frasyniuk i Milewicz, wraz z kilkudziesięcioma działaczami podziemnej Solidarności, zostali odznaczeni przez Lecha Kaczyńskiego w 26. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. W środę Milewicz w liście do prezydenta opublikowanym na łamach "GW" poinformowała, że oddaje swoje odznaczenie. To reakcja Milewicz na wręczenie przez prezydenta odznaczeń państwowych pracownikom IPN.
Z kolei Frasyniuk przyznał, że w "pierwszym odruchu", chciał oddać odznaczenie nadane mu przez prezydenta. - Ale po namyśle zrezygnowałem z tego - zaznaczył. Dodał, że odznaczenie jest państwowe i przyznane w imieniu RP. Według Frasyniuka oddawanie odznaczeń w geście protestu "sprawia fałszywe wrażenie, że żyjemy w prywatnym państwie Lecha Kaczyńskiego, który nadaje swoje prywatne odznaczenia".
Źródło: PAP