Pobudka w towarzystwie uzbrojonych po zęby policjantów, przymusowy areszt domowy i kordon policji wokół domu - to efekt wizyty policjantów w domu państwa Wojciechowskich z Tucholi. Funkcjonariusze byli przekonani, że zatrzymują groźnego przestępcę, a okazało się, że z poszukiwanym łączy ich jedynie nazwisko. Pomylić się nie trudno, bo w Polsce Wojciechowskich jest 65 tys. Może dlatego policja do dziś nie wytłumaczyła się ze swojej wpadki.
- Wszędzie chodzili. Do córki weszli, a dzieci spały jeszcze. Córka chciała iść do pracy, zięć też i nie wypuścili. Mówili, że nie mogą nikogo wypuścić. My do tej pory nie wiemy, o co chodziło - wspomina żona poszkodowanego Elżbieta Wojciechowska.
Zdziwienie i nic więcej
Co prawda interwencja policji w domu państwa Wojciechowskich była mniej spektakularna, niż w czasie zatrzymywania najgroźniejszych polskich przestępców, ale kiedy o świcie mieszkanie niewinnej rodziny zaczęła przeszukiwać grupa w pełni uzbrojonych policjantów, a druga grupa obstawiła wejście do budynku, reakcja rodziny mogła być tylko jedna. - No, zdziwienie było. Tu stał funkcjonariusz policji pod oknem, tam policjantka. Mieli krótką broń przy sobie. W domu były dzieci. To jest zwyczajnie niewyobrażalne - Tadeusz Wojciechowski nie kryje zdenerwowania.
- Wielki strach. No bo jak policja wchodzi do niewinnej osoby, to co można pomyśleć? Bałam się, że może ktoś wrobił mojego tatę - przyznaje córka pana Tadeusza.
Miał być groźny
Kiedy uzbrojeni po zęby policjanci przyszli zatrzymać pana Tadeusza, w tym momencie nie było go w domu. Rozpoczęły się poszukiwania. Przez cały czas nikt nie mógł opuszczać budynku. Kiedy wreszcie mężczyzna się pojawił, wśród policjantów pojawiła się także konsternacja - akcja okazała się pomyłką. Jedyne co sprawdzili funkcjonariusze przed akcją to nazwisko umieszczone w spisie lokatorów - zgadzało się.
Gdy policjanci zorientowali się, że popełnili błąd, bez słowa opuścili mieszkanie. Prokurator rejonowy w Tucholi przekonuje, że prokuratura z całą akcją nie miała nic wspólnego, a cała odpowiedzialność spada na policję. - W tej konkretnej sprawie nie toczy się żadne postępowanie prokuratorskie - przyznaje Zenon Wędzicki z prokuratury w Tucholi.
Policja: To nie wpadka
Policja, pytana dlaczego bez żadnej weryfikacji uzbrojeni funkcjonariusze wtargnęli do domu niewinnej rodziny, nie odpowiada jasno. Tłumaczy jedynie, że działała na zlecenie policji z Katowic. - Nie traktowałbym tego w kategoriach gigantycznej wpadki. Pewne okoliczności trzeba wyjaśnić wprost. Tak się stało i w tym przypadku. Nie ma czasami innego wyjścia jak po prostu udać się pod wskazany adres i wyjaśnić czy o tę osobę chodzi - powiedział Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. I dodaje, że policja musiała tak zrobić, "żeby mieć pewność".
Policja z Katowic nie przyznaje się do pomyłki. - Orientowałem się w wydziale kryminalnym i sytuacja wygląda w ten sposób, że nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć faktowi wykonywania przez policjantów wydziału kryminalnego takich czynności - stwierdził jedynie podinsp. Andrzej Gąska z policji w Katowicach.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24