- To była dramatyczna próba ratowania produkcji statków, a ta politycznie rozdmuchana afera zaszkodzi wyłącznie stoczniom – broni ministerstwa skarbu Bronisław Komorowski. Marszałek poinformował też, że konsultuje powstanie komisji śledczej ds. afery hazardowej z szefami wszystkich klubów. PO chce by komisja była jak najmniej liczna.
Jako pierwszy z marszałkiem kwestie komisji konsultował Grzegorz Napieralski. Po spotkaniu ocenił, że miało "bardzo dobry i konstruktywny" przebieg. Szef SLD poinformował jednak, że jego klub jest stanowczo przeciwny rozszerzaniu zakresu prac komisji o wcześniejsze prace nad projektem zmian w ustawie hazardowej. - Pan marszałek pytał o ewentualne rozszerzenie prac komisji na lata poprzednie, ale powiedziałem wprost: sprawa dotycząca innych rządów została zakończona i zamknięta sprawami w sądach i w prokuraturze, i ta sprawa jest już zakończona - podkreślił.
Będzie ciężko i wolno
W Sejmie są obecnie dwa projekty uchwały w sprawie powołania komisji śledczej ds. tzw. afery hazardowej: autorstwa PiS i Lewicy. Jeszcze w tym tygodniu swój projekt ma złożyć PO. Platforma chce, by sejmowi śledczy zajęli się nie tylko "obecną aferą", ale również badaniem ewentualnych nieprawidłowości w pracach nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych w czasie rządów SLD i PiS. Prawo i Sprawiedliwość - podobnie jak Lewica - chce się ograniczyć do obecnej ekipy, ale przy okazji zbadać kwestię postawienia zarzutów szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu przez rzeszowską prokuraturę.
O kompromis będzie zatem ciężko. - To będzie pewnie główna oś sporu, ale tak naprawdę arbitrem w tej sprawie okaże się ustawa o komisji śledczej, bo to ona oraz wyrok Trybunału Konstytucyjnego określają pewną elastyczność, jeśli chodzi o obszar badania komisji śledczej. (...) Wydaje się, że warto wyjaśnić nie tylko okoliczności i wstyd związany ze sprawą "złego lobbingu" w ustawie hazardowej w tym roku, ale warto wyjaśnić także mechanizm wcześniejszy - mówił podczas konferencji prasowej Bronisław Komorowski.
Marszałek przypomniał też we wtorek, że negocjacje z klubami ws. komisji to tylko jedna z dróg. - Jeżeli uznam, że tu są zasadniczo sprzeczne interesy, to kluby się po prostu przegłosują w trakcie prac nad uchwałą – pragmatycznie stwierdził Komorowski.
Mała komisja?
Marszałek opowiada się nie tylko za komisją sięgającą "w głąb" afery, ale i za komisją niezbyt liczną. - Obawiam się, jako marszałek Sejmu, kompromitacji przez np. ciągłe absencje, czy wnioskowanie o utajnienie obrad komisji, albo odtajnienie - mówił. - Dlatego będę preferował i namawiał wszystkie kluby parlamentarne na jak najmniejszą komisję, tak by mogła skutecznie działać - dodawał.
Pytany, kto powinien przewodniczyć komisji śledczej, podkreślił że w tej sprawie można odwołać się do dotychczasowych doświadczeń, które były różne. - Nie ma tutaj żadnej reguły. Ale warto pamiętać, że ustawa o komisji śledczej jest tak zbudowana, że wyraźnie nacisk położony jest na to, by odzwierciedlała ona układ większościowy w Sejmie - podkreślił.
"Błędy urzędnicze nie zasługują na miano afery"
Komorowski odniósł się też do tzw. afery stoczniowej, czyli podejrzeń CBA co do realizacji przetargu na stocznie Gdynia i Szczecin. Katarski inwestor, który wygrał przetarg, był według Biura faworyzowany, mimo że przedstawiciele rządu niewiele o spółce wiedzieli, a pośredniczył w transakcji libański handlarz bronią. Ostatecznie Katarczycy nie kupili stoczni, wycofali się z transakcji tracąc wadium.
- Błędy urzędnicze nie zasługują na miano afery – bagatelizował marszałek. - Mam wrażenie, że to była dramatyczna próba ratowania ostatniej szansy na produkcję statków, bo nie słyszałem o żadnej firmie, która stwarzałaby na to nadzieje. Tylko pytanie, czy w sytuacji dramatycznej warto się tak daleko posuwać, żeby tę szansę uchwycić – dodał.
"Nie tylko ze świętymi Franciszkami"
Jego zdaniem CBA robiąc alarm w październiku, zamiast w kwietniu, kiedy wszystko się rozstrzygało, działało wyłącznie politycznie. - Zrobienie afery ze sprawy, która się przecież wiele miesięcy temu już skończyła tym, że Katarczycy zostawili 40 milionów w Polsce i nie weszli w tę transakcję, grzebie do końca szansę na pozytywne rozstrzygnięcia dla Stoczni Szczecińskiej i Gdyńskiej. Grzebie dlatego, że żaden poważny kontrahent nie wejdzie w żadne poważne porozumienia w takiej sytuacji, gdzie istnieją pomówienia o korupcję. A żaden urzędnik nie podejmie odważniejszej decyzji – ocenił marszałek.
Pytany o zastrzeżenia co do pośrednika – libańskiego handlarza broni – Komorowski odparł: - Z tego co słyszałem, w krajach arabskich handluje się ropą lub bronią. Zresztą prezydencki minister Draba, biorąc tego pana prezydenckim samolotem do Gruzji, też o tym wiedział. Jeśli byśmy chcieli, żeby nasze firmy zbrojeniowe robiły interesy wyłącznie ze świętymi Franciszkami, to byśmy skazali ten przemysł na kompletną indolencję - argumentował.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP