Wiadomość o wycieku w elektrowni atomowej w słoweńskim Krszku zelektryzowała w środę całą Europę. Eksperci jednak uspokajają. - Awaria nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa dla Polski i nie zagraża w najmniejszym stopniu obywatelom naszego kraju - informuje Państwowa Agencja Atomistyki.
W Polsce żadna ze stacji pomiarowych nie zarejestrowała podwyższonego poziomu radioaktywności - głosi oficjalny komunikat.
Informację o awarii ogłosiła Komisja Europejska w środę, po godzinie 16. - Pękła rura, którą płynęła woda schładzająca reaktor lub jedna z uszczelek - tłumaczy Stanisław Lotek z Państwowej Agencji Atomistyki.
Z uszkodzonego obiegu wydostawało się 2,4 metra sześciennego wody na godzinę. Woda ta zawiera substancje promieniotwórcze, ale pozostaje w obrębie obudowy bezpieczeństwa reaktora. - Ta woda ściekła do odpowiednich zbiorników i nie wydostała się poza obieg. Nawet gdyby tak się stało, to przecież to nie jest powietrze, więc nie ma szans żeby jakiekolwiek skażenie dotarło do Polski - uspokaja Lotek.
Jak podkreśla obecny na miejscu reporter TVN24 Leszek Kabłak, napromieniowaniu nie uległ także żaden z pracowników elektrowni. - Rano ekolodzy z organizacji Globus2000 mierzyli poziom promieniowania i nie ma mowy o jakimkolwiek skażeniu ludzi pracujących w elektrowni, nie mówiąc już o Polsce - zapewnił.
Alert Komisji Skąd zatem alert Komisji Europejskiej, który postawił na baczność Stary Kontynent? - To taka procedura. Ja rozumiem urzędników z Brukseli. Na początku nie było jeszcze danych o skali wycieku, więc wszystko przebiegło była prawidłowa - twierdzi Lotek.
Późnym wieczorem – po godzinie 22-ej – Komisja Europejska alert odwołała. Urząd dozoru jądrowego Słowenii oświadczył, że sytuacja jest pod kontrolą, a reaktor został wyłączony. Na polecenie Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki również w Polsce przeprowadzono pomiary poziomu promieniowania. Na ich podstawie stwierdzono, że żadna ze stacji pomiarowych nie zarejestrowała podwyższonego poziomu radioaktywności.
Reaktor stygnie Aktualnie trwa procedura schładzania reaktora. Mimo, że został wyłączony, przez 48 godzin będzie stygnąć. Dopiero wtedy do środka wejdą specjaliści i rozpoczną naprawę. Muszą się pośpieszyć, bo reaktor zasila 20 proc. Słowenii i część Chorwacji. Najpierw jednak będzie trzeba dokładnie zbadać przyczynę wycieku.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP