Czwartkowe wizyty prezesów Gazpromu i Naftohazu mogą zakończyć trwający od tygodnia kryzys gazowy. Mogą, ale nie muszą. Na taki scenariusz musi być przygotowana Polska, która ma do wynegocjowania nowy kontrakt z Gazpromem. W tej chwili płacimy za gaz więcej niż Niemcy i Ukraina.
Szansa na zażegnanie konfliktu Rosji z Ukrainą może przyjść jeszcze w czwartek. W Brukseli z urzędnikami Komisji Europejskiej i czeskiego rządu spotkają się prezesi Gazpromu i Naftogazu. Z zapewnień obojga premierów — Władimira Putina i Julii Tymoszenko — wynika, że szefowie skonfliktowanych koncernów państwowych przyjadą wyposażeni we wszelkie pełnomocnictwa do zawarcia porozumienia.
Według medialnych doniesień, Bruksela stawia Rosji i Ukrainie ultimatum: dziś gaz musi popłynąć.
Co robić, jeśli tak się nie stanie?
Polscy ministrowie Radosław Sikorski i Waldemar Pawlak proponują wysłanie na wschód obserwatorów, którzy relacjonowaliby warunki przesyłania gazu z Rosji przez Ukrainę. Poza tym jednak, w deklaracjach czysto politycznych, są niezwykle ostrożni.
Sikorski przede wszystkim nie chciał przesądzać, kto jest winny gazowego konfliktu. - Wstrzemięźliwość to dobra cnota - podkreślił.
Nord Stream
- Powinniśmy się zastanowić, jak wyjść z tego klinczu. Polska prowadzi w tej sprawie intensywny dialog. Rozmawiałem z wicepremierem Ukrainy, a także ministrami spraw zagranicznych Rosji oraz Niemiec, czyli ważnymi graczami w tej sprawie. I już mamy szereg pozytywnych sygnałów: Władimir Putin zadeklarował, a potwierdził przewodniczący Komisji Europejskiej, że jeśli w region, gdzie są węzły gazowe, zostaną wysłani obserwatorzy, to gaz popłynie (ale dla Europy, a nie dla Ukrainy – red.) – powiedział Sikorski.
Jednocześnie jednak Putin odsłonił inne karty tej rozgrywki. A mianowicie, że wyjściem z impasu mogłoby być skorzystanie z konkurencyjnego Gazociągu Północnego. - Nasi europejscy partnerzy rozumieją teraz, że ten projekt jest konieczny i powinien być szybko rozpoczęty - powiedział rosyjski premier na spotkaniu z byłym kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, prywatnie swoim przyjacielem, a oficjalnie szefem rady nadzorczej Gazociągu Północnego. Projekt budowy Nord Streamu realizuje rosyjski koncern Gazprom, niemieckie spółki EON i Basf, a także holenderska Gasunie.
Kluczem kontrakt
O rozwagę w polskiej ocenie sytuacji apeluje również były premier Jerzy Buzek. - Moja sympatia jest po stronie Ukrainy, ale w jej konflikcie gazowym z Rosją musimy zachować obiektywizm. Mamy do wynegocjowania kontrakt z Gazpromem – przypomniał w „Kropce nad i” TVN24.
- Rosji sypie się budżet, więc drakońsko podwyższa cenę za gaz dla Ukrainy. Ta awantura ma miejsce nie po raz pierwszy. Jednak musimy bardzo starannie rozważyć, kto ponosi większą odpowiedzialność, choć wszystko wskazuje, że to Ukraina ma mniej do ukrycia – ocenił Buzek. Jednak, jego zdaniem, prezydent „poszedł za daleko ze sformułowaniem, że musimy stać po stronie Ukrainy”, bo niedługo musimy negocjować nowy kontrakt gazowy z Gazpromem i „nie możemy się niezręcznie zachowywać”.
Zgodził się z tym Józef Oleksy. – Zupełnie jak w Gruzji: padły strzały i prezydent już wie, że to Rosjanie. To są niezręczności, które psują atmosferę. Gdy zbyt pospiesznie się wyrokuje, rodzi to uzasadniony niesmak. A trzeba pamiętać, że za gaz płacimy drożej niż Niemcy i Ukraina – przypomniał.
Kto winien?
Politycy przy okazji kryzysu nie omieszkują także wytknąć, kto ich zdaniem mu - przynajmniej z polskiej perspektywy- zawinił.
Zdaniem byłego wiceministra gospodarki w rządzie PiS Piotra Naimskiego, problemy z gazem spowodowane przez rosyjsko-ukraińskie spory to efekt braku dywersyfikacji jego dostaw. Według niego, najbliżej uniezależnienia się od Rosji był rząd Jerzego Buzka, który podpisał umowę z Norwegami i chciał budować gazoport w Świnoujściu, ale kolejny rząd SLD ten projekt utrącił. - W 2001 rząd Millera zaniechał kontraktu podpisanego z Norwegami. Chodziło o przesłanie papierów zatwierdzających kontrakt do Oslo, a wy nie zrobiliście tego – stwierdził.
Piłeczkę odbił polityk Sojuszu, Tadeusz Iwiński. - Buzek zapomniał o tym, że sam powiedział na posiedzeniu swojego rządu: zostawiamy ten pasztet naszym następcom. To był kontrakt trudny do realizacji, a porozumienie z Norwegami było nierówne dla Polski. Rząd SLD uratował nas przed płaceniem 10 mld dolarów za friko - za gaz, którego nie możemy wykorzystać – argumentował w "Magazynie 24 godziny".
Źródło: TVN24, "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, EPA