Ten proces trwał od 7 lat, a dotyczył zamienionych przed laty niemowląt w szpitalu. Kiedy po 17 latach sprawa wyszła na jaw, bolesna prawda zrujnowała życie nie tylko samych kobiet, ale także ich rodzin. W czwartek przed warszawskim sądem okręgowym zakończył się proces o zadośćuczynienie. Wyrok ma zostać ogłoszony 2 kwietnia.
Rodziny domagają się łącznie ponad 2 mln zł - po 300 tys. zł na osobę - z odsetkami od Skarbu Państwa reprezentowanego przez ministra zdrowia i wojewodę mazowieckiego oraz od Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Uniwersytet jest następcą Akademii Medycznej, której w 1984 roku podlegał warszawski szpital dziecięcy na ul. Niekłańskiej. To właśnie w tym roku niemowlęta zostały zamienione.
"Ta sprawa nie wynika z chęci zysku"
Najchętniej bym się wyprowadziła i zapomniała o sprawie. Katarzyna O.
Pozwani chcą oddalenia pozwu - ich zdaniem roszczenie się przedawniło, ponadto jest wygórowane. - Ta sprawa nie wynika z chęci zysku, jest krzykiem rozpaczy ludzi, którzy nigdzie nie mogli znaleźć pomocy - powiedziała w krótkim końcowym wystąpieniu pełnomoczniczka powodów.
Spór o sprawcę zamiany
Do tego procesu nie musiało dojść. To skandal, że tej rodzinie nikt nie pomógł. Adwokat rodzin
- Do tego procesu nie musiało dojść. To skandal, że tej rodzinie nikt nie pomógł - podsumowała adwokat rodzin.
Zadziwiające odkrycie po 17 latach
Do zamiany dzieci doszło w styczniu 1984, gdy na oddział w tym samym czasie trafiły bliźniaczki państwa O. oraz córka rodziny W. Dzieci - urodzone w grudniu 1983 - były chore na zapalenie płuc. Po dwóch tygodniach rodzice odebrali dziewczynki ze szpitala.
Po 17 latach okazało się, że Nina O. - formalnie siostra bliźniaczka Katarzyny O. - jest biologiczną córką rodziny W., natomiast wychowywana w tej rodzinie Edyta W. jest biologiczną córką państwa O. Jak wówczas relacjonowały media, sprawa wyszła na jaw dzięki koleżankom dziewcząt.
"Najchętniej bym się wyprowadziła"
W czwartek rodzice i córki mówili o skutkach zamiany dla obu rodzin: dolegliwościach zdrowotnych na tle nerwowym i kłopotach w kontaktach z Edytą W., która stała się apatyczna (biegli uszczerbek na zdrowiu ocenili u niej na 20 procent). Opowiadali, że mieszka z rodziną W. "jak sublokator", zamykając się w swoim pokoju (w trakcie procesu biegli stwierdzili uszczerbki na zdrowiu także u rodziców).
- Najchętniej bym się wyprowadziła i zapomniała o sprawie - powiedziała Katarzyna O. Nina O. powiedziała, że ujawnienie zamiany nie zmieniło jej relacji z Katarzyną O. Edyta W. nie stawiła się w sądzie.
- Nie ma dnia, żebym o tym nie myślał - powiedział Andrzej O. Dodał, że martwi się o żonę, która odkąd sprawa wyszła na jaw cierpi na depresję. Ona sama powiedziała, że obwiniała się, że nie rozpoznała dziecka. Mówiła, że krótko widziała córki - oddzielono ją od nich, gdy przeziębiła się na oddziale położniczym.
Proces trwa od 7 lat
Na pytanie pozwanych, czy nie zdziwiło jej, że gdy odbierała córki ze szpitala u jednej z nich nie było już stwierdzonej wcześniej dolegliwości stopy, Elżbieta O. odpowiedziała, że powiedziano jej, iż z nóżką już wszystko w porządku. Dodała, że nie dociekała przyczyn tak szybkiej rehabilitacji stopy. Zwłaszcza, że obie dziewczynki wypisano ze szpitala z biegunką, przepukliną, otarciami i odparzeniami, których nabawiły się na Niekłańskiej. Gdy potem spytała lekarza o różnice w wyglądzie dziewczynek, lekarz wyjaśniał, że są bliźniaczkami dwujajowymi.
Proces trwa od 2002 roku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24