- Do tej pory rodziny ofiar były spokojne co do tego, kogo pochowały, ale po wczorajszym skandalu mają wątpliwości - powiedział w "Jeden na jeden" Bartosz Kownacki, poseł PiS i pełnomocnik sześciu rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Nie wykluczył kolejnych ekshumacji, nawet wbrew woli rodzin. Według niego, to wina urzędników, którzy w Moskwie nie dopilnowali należytego zabezpieczenia ciał.
W poniedziałek i wtorek ekshumowano ciało Anny Walentynowicz i ciało drugiej ofiary katastrofy (według nieoficjalnych informacji chodzi o Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej). Prokuratura podejrzewa, że ciała mogły zostać zamienione. W środę syn Anny Walentynowicz, Janusz, powiedział, że w zbadanej osobie nie rozpoznał swojej matki. Wątpliwości mają wyjaśnić badania DNA. Ich wynik będzie znany dopiero za kilka dni. - To skandal, nie do wyobrażenia nawet w przypadku tak ogromnej katastrofy - powiedział w "Jeden na jeden" Kownacki. Jego zdaniem, sekcji zwłok w Moskwie dokonywano już po rozpoznaniu tożsamości ofiary i to wtedy pomylono ciała, które prawdopodobnie leżały obok siebie. Jak podkreślił, winę za to ponoszą polscy urzędnicy, którzy nie dopilnowali, by w trumnach znalazły się właściwe osoby.
"Trumny można było otworzyć" - Część rodzin zresztą żądała, by trumny otworzyć. Chciały mieć pewność, że ciała nie zostały podmienione w drodze do Polski. Przesłana z Moskwy dokumentacja nie pozwoliła na rozwianie wątpliwości: liczyliśmy na zdjęcia ofiar, ale dostaliśmy tylko zdjęcia trumien - powiedział Kownacki. Przypomniał, że identyfikacja ciał w takich katastrofach zajmuje często tygodnie, tymczasem w przypadku katastrofy smoleńskiej dokonano ich w kilka dni. Zauważył też, że choć przepisy fitosanitarne formalnie zakazują otwierania trumny po zalutowaniu, to przepisy kodeksu postępowania karnego pozwalały przeprowadzić sekcje już w Polsce. Według Kownackiego odpowiedzialni byli za to prokurator Wojciech Parulski, ale też urzędnicy MSZ, którzy zgodnie z Konwencją Wiedeńską powinni dopilnować, by ciało zostało rozpoznane, trumna zalutowana i przekazana do Polski. - Rosjanie w pierwszych dniach śledztwa godzili się, by polscy prokuratorzy brali udział we wszystkich czynnościach, ale Polacy nie skorzystali z tego - mówił poseł. Zaznaczył też, że prokuratorów w Moskwie powinno być kilkudziesięciu, a nie kilku.
"Kolejne ekshumacje możliwe" Czy sądzi, że będą kolejne ekshumacje? - Złożyłem wniosek dotyczący Tomasza Merty. Pozostałe rodziny były spokojne co do tego, kogo pochowały, ale po wczorajszym skandalu też mają wątpliwości i rozważają, co dalej - powiedział. Jak dodał, dotychczasowe ekshumacje zostały przeprowadzone z urzędu, niektóre - wbrew woli rodzin. - Obawiam się, że inne ciała będą musiały być wyjęte z grobów przy okazji postępowania karnego dotyczącego fałszowania dokumentacji medycznej. Może się to stać nawet wbrew woli rodziny - przyznał. Według niego, do takiej sytuacji "doprowadziły zaniedbania z pierwszych dni".
Dotychczas w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej wojskowa prokuratura dokonała ekshumacji trzech ofiar tragedii. W ubiegłym roku biegli badali szczątki Zbigniewa Wassermanna, zaś w drugiej połowie marca br. specjaliści medycyny sądowej dokonali badań ciał Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki Kownacki przyznał także, że do tej pory nie dotarła do Polski dokumentacja dotycząca części ofiar, w tym m.in. gen. Andrzeja Błasika. - Mamy 2,5 roku po katastrofie, a dokumentacja powinna przyjść najpóźniej miesiąc po niej - stwierdził poseł. Bronił też obecności posłów PiS przy ekshumacji dwóch ofiar w poniedziałek i wtorek. Według niego, wynikła z braku zaufania do prokuratury i instytucji państwa.
Autor: jk/fac / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24