Jak udało się sporządzić dokładniejsze stenogramy z kokpitu TU-154M i dlaczego dopiero teraz? Na kilka dni przed 5. rocznicą katastrofy smoleńskiej prokuratura wojskowa wytyka błędy: poprzednie kopie nagrań z czarnej skrzynki wykonano w Moskwie z nieprawidłową częstotliwością i plik miał zbyt mały rozmiar, przez co umknęło zbyt wiele szczegółów. Jakie błędy popełniono? O tym materiały magazynu "Polska i Świat" TVN24 oraz "Faktów" TVN.
Radio RMF FM opublikowało we wtorek fragmenty opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie Tu-154M przed katastrofą w Smoleńsku. Według prokuratury, odczytana treść rozmów jest o ponad 30 proc. dokładniejsza od poprzednich analiz. Biegli prokuratury wykorzystali własną kopię zapisu, zarejestrowaną podczas specjalnej, dodatkowej wizyty w Moskwie w lutym 2014.
Wszystkie wcześniejsze badania oparte były na jednakowych kopiach zapisu przechowanego w Moskwie rejestratora MARS. Wykonane były z nieodpowiednią dla uzyskania pełnego zapisu tzw. częstotliwością próbkowania, przez co były znacząco zubożone przez sam sposób ich skopiowania, usuwający część zarejestrowanych i możliwych do odczytania z taśmy magnetycznej danych.
Powszechnie znana metoda zapisu?
Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek w rozmowie z TVN24 powiedział, że za pierwsze zgranie czarnych skrzynek odpowiadają członkowie tzw. komisji Millera. - Proszę pamiętać również, że swoją kopię wykonał Instytut Ekspertyz Sądowych - zastrzega.
- Albo rejestrował amator, który nie miał pojęcia o technice cyfrowej, albo być może takie były warunki. Może po prostu odbywało się gdzieś po kryjomu to nagrywanie i był dostępny tylko dyktafon - stwierdził dr inż. Piotr Suchomski z Katedry Systemów Multimedialnych Politechniki Gdańskiej. - Mogło być jeszcze inne ograniczenie, np. pojemność dysku. Może nie było na co tego nagrać.
11 kHz
Pierwsze nagrania w Moskwie zapisano z częstotliwością 11 kHz, z kolei drugie już z częstotliwością znaną z płyt kompaktowych, czyli 44 kHz. Przy zapisie z częstotliwością 11 kHz niemożliwe do odsłuchania stają się takie dźwięki jak "Cśś", w tle słychać szumy, nagranie jest po prostu gorsze jakościowo. Zmniejszenie częstotliwości próbkowania zmniejsza także objętość pliku. Pierwotne nagranie miało tylko ok. 200 MB, a to rozszerzone już blisko 3 GB.
Specjaliści jednak dziwią się, bo technologia, za pomocą której można nagrywać z częstotliwością wyższą niż 11 kHz, jest znana i powszechnie dostępna już od kilkudziesięciu lat. - Każde, nawet darmowe oprogramowanie do przetwarzania audio takimi częstotliwościami dysponuje - stwierdził dr inż. Suchomski. - Właściwie każdy komputer wyposażony w jakąkolwiek kartę dźwiękową te częstotliwości odtwarza.
Łopatą zamiast rylca
Reporter "Faktów" TVN Paweł Płuska rozmawiał o sposobach zapisu z inżynierem dźwięku. - Im większa częstotliwość pracy, czyli rozdzielczość tego dźwięku zarówno w domenie częstotliwości jak i w domenie amplitudy, tym mamy większe szanse na odzyskanie szczegółów tego dźwięku - wyjaśnił Joachim Krukowski.
Im większa częstotliwość, tym więcej informacji i łatwiej oddzielić szum od istotnego dźwięku. - To jest coś takiego jak zdrapywanie fresku, żeby odzyskać dane. I teraz mamy bardzo drobny rylec, albo bardzo gruby rylec.
Dotąd - jak twierdzi ekspert - posługiwano się nie rylcem, a łopatą. Biegli policyjni ani eksperci Instytutu Ekspertyz Sądowych nie byli w stanie dotrzeć do szczegółów z zapisu. - Laboratorium kryminalistyczne mogło tylko i wyłącznie dysponować materiałem, który otrzymaliśmy. Byliśmy podmiotem wykonującym pewne zlecenie - wyjaśnił insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Reporter "Faktów" TVN próbował zdobyć komentarz od krakowskiego instytutu. Jego pracownicy odmawiają komentarza i kierują do prokuratury wojskowej.
Autor: pk/ja / Źródło: Fakty TVN, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24