Bronisław Komorowski - kim jest i jaką drogę przeszedł, by dotrzeć do Pałacu Prezydenckiego?
Tuska, Nowaka czy Schetynę łączy przebojowość i dynamiczny model uprawiania polityki. Nie trzeba się zbytnio wysilać, by dostrzec, że Bronisław Komorowski do tej charakterystyki wyraźnie nie pasuje. – I właśnie to jest fenomen – ocenia medioznawca prof. Wiesław Godzic. Według niego charyzmatycznych liderów PO ma aż nadto. Atutem Komorowskiego – paradoksalnie – jest właśnie jej brak. I to on wyniósł go na urząd prezydenta w naszym kraju.
Ojciec nie partner?
Zdaniem politologa Sławomira Sowińskiego fakt, że Bronisław Komorowski w wolnej Polsce „nie tracił nigdy sił na bezsensowną szarżę” świadczy o jego politycznej mądrości. – Nie ma w nim romantycznego rysu. Cechuje go pozytywistyczna metoda myślenia o polityce. Jest politykiem gabinetowym, a nie wiecowym – wylicza politolog UKSW. Wskazuje też, że za zaletę można uznać metodę „małych kroków”, jaką obrał Komorowski. – Umie kalkulować i uczy się na błędach. To taki budowniczy instytucji, który nie działa zrywami – podkreśla Sowiński.
Solidarny przy powielaczu
Lata młodości uczyły go, że aby coś dostać trzeba się bić. Kiedy Bronisław Maria Karol hrabia Komorowski z Komorowa herbu Korczak ma 18 lat, nosi sprane dżinsy, koszulę w kratę, grube oprawki i skórzaną kurtkę po ojcu. Działa w harcerstwie i nie chwali się swoim pochodzeniem. Szlacheckie korzenie i ziemiańska przeszłość rodu władającego przez 200 lat Żywiecczyzną nie pomagają mu w życiu w komunistycznej rzeczywistości. – Kiedy się poznaliśmy śmiał się już z tego swojego dzieciństwa – mówi Jan Dworak , były prezes TVP, który Komorowskiego poznał pod koniec lat 70-tych przy powielaczu, podczas drukowania podziemnej prasy. Działali razem w stworzonym wspólnie z Marianem Piłką i Piotrem Krawczykiem wydawnictwie „Biblioteka Historyczno-Literacka”.
W drugiej połowie lat 70-tych po powrocie z Austrii, gdzie Komorowski z Anną – wtedy jeszcze narzeczoną – przez rok sprzątają i gotują w pensjonacie, by zarobić na mieszkanie, nawiązuje kontakt KOR-em. Zaczyna też współpracę z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W tamtych latach posiadanie przyjaciół tu i tu nie jest zjawiskiem powszechnym.
Wspomnienie Zofii Romaszewskiej, od 1977 roku kierowniczki Biura Interwencji KSS KOR, wyjaśnia dlaczego: – W Ruchu walczyli na manifesty. My przesiadywaliśmy w knajpach z menelami po to, żeby dowiedzieć się jak najwięcej i pomóc tym robotnikom, którzy tego potrzebowali – tłumaczy. - Może utrzymywanie tych przyjaźni udawało mu się dlatego, że nie szufladkował i nie szufladkuje ich politycznie? – zastanawia się Dworak Opowiada, że kiedy zepsuł się powielacz Komorowski prosił o drukarskie wsparcie związanego z KOR-em „Głosu” Antoniego Macierewicza. Dzisiaj, gdy pytam posła PiS o młodego Komorowskiego, odpowiada, że „nie wypowiada się na temat kandydata na urząd prezydenta innej partii”.
Konrad z Dziadów
11 listopada 1979 roku razem z kolegami z ROPCiO Komorowski idzie pod Grób Nieznanego Żołnierza żeby złożyć kwiaty z okazji Święta Niepodległości. Wygłoszą tam nawet krótkie przemówienie. Niedługo potem sędzia Andrzej Kryże (w czasie rządów PiS wiceminister sprawiedliwości) skazuje Komorowskiego na miesiąc więzienia. Dostaje najniższy wyrok z całej grupy, bo – jak tłumaczy sędzia – mówił najkrócej i jest najmłodszy.
SB zna już nazwisko Komorowskiego. 12 grudnia 1981 zostaje internowany. Kiedy wiozą go do obozu w Jaworzu jest przestraszony. Myśli, że jedzie na Wschód.
21 stycznia 1982 roku na parterze obozu internowani wystawiają cz. III „Dziadów”. Marszałek gra… Konrada. Duchem jest Tadeusz Mazowiecki, a Tomaszem Stefan Niesiołowski. – To właśnie w obozie poznaliśmy się dobrze. Pamiętam, że rola Komorowskiego była dużym sukcesem, jak i zresztą całe wystawienie. Bardzo się angażował. Próby trwały kilka tygodni, wszystko reżyserował Andrzej Drawicz – opowiada poseł PO.
Z obozu Komorowski wychodzi latem 1982 roku. Wstawia się za nim wicemarszałek Sejmu PRL Halina Skibniewska, poruszona ponoć ciężką sytuacją materialną żony Anny. – O swojej sytuacji finansowej nie mówili. Ale trochę tę biedę widziałem. Pamiętam jak, już po Jaworzu, przyszedłem do niego do domu. Bronka nie było. Żona trochę wystraszona. Więc ją uspokajam – mówię, że ja z Jaworza. „Aaa, jak z Jaworza, to w porządku” – odpowiada i proponuje herbatę. Było biednie – wspomina Niesiołowski. Do 1989 roku próbuje utrzymać dom z kiepskiej pensji wykładowcy w Niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie.
Szczebel po szczeblu
Nawiązane w opozycji znajomości zaowocowały. W 1989 roku Komorowski dostaje propozycję szefowania gabinetowi Aleksandra Halla, ministra ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami w pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Do współpracy z Komorowskim zachęcał Halla wspólny znajomy z ROBCiO – Marian Piłka. Dzisiaj w wyborczej walce popiera on Marka Jurka i przyznaje, że o Komorowskim „mówić mu niezręcznie”. – Naszą współpracę z tamtych lat zapamiętałem jednak jako bardzo dobrą – podkreśla Piłka.
- Bronek był przeciwnikiem Okrągłego Stołu. Ale szybko zmienił zdanie, bo zobaczył, że Stół przyniósł korzyści, czyli wybory 4 czerwca – opowiada Dworak. I po chwili dodaje, że mimo wszystko „od 1989 roku Bronisław prowadzi konsekwentną politykę”. - Dzięki temu obejrzał już państwo z różnych gabinetów i stron - tłumaczy.
Dla politycznych przeciwników Komorowskiego te gabinety to dowód na brak politycznego pomysłu na siebie. – Jego główną motywacją wejścia do polityki po 1989 roku była chęć zapewnienia w końcu rodzinie dostatnich warunków życia – ocenia jeden z posłów opozycji.
Koledzy zaprzeczają: – To bzdura. Bronek od zawsze jest stały w poglądach i stały w wyborach. Nie zmienił się też przez te ostatnie lata – zaznacza Stefan Niesiołowski. Jeszcze w 1989 roku Komorowski mógł wejść do władz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Nie wszedł. Podobno odwiódł go od tego Hall. Przyłączył się do centrowej Unii Demokratycznej, założonej przez Tadeusza Mazowieckiego. To dzięki pierwszemu premierowi odkrył ponoć w sobie słabość do zajmowania się sprawami wojska. Sprawowanie funkcji wiceministra obrony narodowej ds. wychowawczo-społecznych rozpoczął właśnie w jego rządzie i pełnił ją w dwóch kolejnych gabinetach – Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej.
Po wyborach parlamentarnych w 1993 roku przystępuje do Unii Wolności (powstała z połączenia UD z Kongresem Liberalno-Demokratycznym). Zostaje sekretarzem generalnym partii. Polityczna przygoda Komorowskiego z Unią kończy się definitywnie trzy lata później, kiedy razem m.in. z Arturem Balazsem, Aleksandrem Hallem i Janem Rokitą zaczyna budować Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe.
SKL, w którym Komorowski łączył funkcje sekretarza generalnego i wiceszefa partii, wchodzi od razu do Akcji Wyborczej Solidarność. W wyborach, kandydat PO na prezydenta, po raz kolejny – tym razem z list AWS – trafia do Sejmu. Zostaje szefem Komisji Obrony Narodowej, a w 2000 roku w końcu szefem MON. W rządzie Jerzego Buzka spotyka wtedy między innymi Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego szefa resortu sprawiedliwości. Po sejmowych korytarzach zaczyna krążyć w tamtym czasie dowcip, który świetnie charakteryzować ma Komorowskiego: "Dobrze, że nikt nie wypowiada Polsce wojny, bo zanim zebrałby się rząd, minister Komorowski podpisałby już kapitulację".
Perfect timing
Zbliżają się kolejne wybory a wraz z nimi wielka klęska AWS, która wypchnie ją poza parlament. Ale porażka ominie samego Komorowskiego, który – przeczuwając co się stanie – kilka miesięcy wcześniej razem z częścią działaczy SKL zwiąże się z Platformą Obywatelską.
Zgodnie z umową w wyborach znajdzie się na jej listach, a wkrótce po inauguracji Sejmu IV kadencji wystąpi z SKL i formalnie zwiąże się tylko z Platformą. W niej nawet przez chwilę nie będzie już działaczem drugiego szeregu. Jeszcze w 2001 roku wejdzie do zarządu krajowego partii, a pięć lat później zostanie jej wiceszefem.
Czym wytłumaczyć rosnącą siłę Komorowskiego w PO? – Nie potrafi błyskotliwie ripostować, ale jest przewidywalny. To jego zaleta. Jeśli miałbym Komorowskiego porównać do jakiegoś samochodu, to porównałbym go do solidnej, dużej ciężarówki, która toczy się wolno. Podczas podróży z nim nie jest zabawnie i emocjonująco, ale zawsze udaje się odjechać do celu. Taka może być kampania z nim i jego ewentualna prezydentura – opisuje prof. Godzic.
Aneks i lochy
Komorowski będzie się konsekwentnie zajmował sprawami wojska. Według opozycji aż za bardzo. Kiedy Prawo i Sprawiedliwość, rękoma swojego szefa MON Radosława Sikorskiego, przystąpi do likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, Komorowski tylko jeden raz tak wyraźnie sprzeciwi się swojej partii. Jako jedyny z posłów PO zagłosuje w Sejmie przeciwko temu pomysłowi. Dlaczego? Według większości politycznych komentatorów, spekulowanie wokół odpowiedzi na to pytanie jest jednym z najpoważniejszych niebezpieczeństw, które zagrozić mu w drodze do prezydentury. Likwidacji WSI towarzyszą dwa dokumenty – jawny raport sporządzony przez Antoniego Macierewicza i tajny aneks do niego. W mediach wiele razy pojawiały się już spekulacje, że aneks może uderzać w marszałka.
W marcu jeden z dawnych współpracowników Komorowskiego w MON i współtowarzysz z ROPCiO, Romuald Szeremietiew zarzuca marszałkowi, że „kazał WSI inwigilować go, śledzić i szukać haków”. Dotyczy to wydarzeń z 2001 roku. Szeremietiew został zdymisjonowany przez Komorowskiego, oskarżono go o korupcję. Według prokuratury, miał on kilka lat wcześniej za łapówkę zmienić kryteria przetargu na kupno aut dla MON i żądać od dyrektora Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy nawiązania współpracy z firmą należącą do znajomej Szeremietiewa (od zarzutów korupcyjnych został później uniewinniony). – Widać, że pan Szeremietiew włączył się w kampanię zwalczania kandydata Platformy. To ewidentny atak przedwyborczy – komentował na początku marca Komorowski w TVN24.
- Jestem pewien, że PiS w czasie tej kampanii będzie chciało ugrać coś sprawą WSI. Ale nic w tych swoich lochach nie znajdzie – zapewnia Stefan Niesiołowski, zaznaczając przy okazji, że to marszałek podczas głosowania nad likwidacją Wojskowych Służb „wykazał się mądrością” i „nie dał zaszantażować PiS-owi” tak jak reszta polityków PO.
Solidność bez bon motów?
Czy nie da się także zaszantażować – politycznym przeciwnikom, albo przyjaciołom – teraz, kiedy wygrał wybory prezydenckie? Sam Komorowski zaznaczał, że „nie będzie prezesowi meldował wykonania zadania, nie jest lizusem, ale niezależność nie musi wcale oznaczać konfliktu z rządem”.
W 2007 roku marszałek podczas posiedzenia Sejmu na temat konstytucji europejskiej i „walki o pierwiastek” mówił: „Qui ne risque, tego w pysk - kto nie ryzykuje, ten zawsze przegrywa. Należy podjąć nie ma się gwarancji pełnego sukcesu”. Czy podczas ewentualnej prezydentury posłucha swojej rady? – Myślę, że będzie to prezydentura bez bonmotów, bez celebryckiego klimatu, do którego przyzwyczaił nas Aleksander Kwaśniewski i łamania konwencji Lecha Kaczyńskiego. Ale na pewno nie pojedzie w ważnym momencie grać w piłkę, albo na narty. Będzie solidny, ale musi uważać, by nie zostać tylko solidnym misiem – radzi prof. Godzic.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24