Kolejny górnik z "Wujka-Śląsk" mówi o fałszowaniu odczytów poziomu metanu w kopalni. - Byłem instruowany przez starszych kolegów, że tak trzeba robić dla dobra wydobycia - przyznaje w rozmowie z TVN24. Opowiada też o kontrolach w kopalni, które były niemal fikcją i towarzyskich układach, których nie waha się nazwać "mafią węglową".
TVN24 dotarła do kolejnego pracownika kopalni "Wujek-Śląsk", który opowiada o nieprawidłowościach w firmie. Do "Wujka" trafił kilka miesięcy temu. W tym czasie był informowany przez osoby dozoru, jak w sytuacjach zagrożenia "reagować" i zatajać pewne "niewygodne" fakty.
- Jak była kontrola i osoba z nadzoru zmierzyła metan to wynik był w normie, ale czujnik zamontowany na stałe co chwilę wybijał. I ta norma była przekroczona. Wtedy osoba z dozoru kopalni podeszła do pracownika i poprosiła go, żeby przesunął czujnik w kierunku wlotu świeżego powietrza - relacjonuje. Jak zapewnia, takie zdarzenia nie są normą, ale czasami się zdarzają. - To są grube miliony, żeby Wyższy Urząd (Górniczy - red.) się nie dowiedział, po prostu są takie praktyki stosowane - mówi.
- Osoby z metanometrii mówią, że dla dobra wydobycia takie rzeczy się stosuje - opowiada.
Jaka wódka i czy samochodem
Górnik mówi też o kontrolach WUG, które mają wykrywać nieprawidłowości w kopalni. - Te kontrole są zapowiadane parę dni wcześniej. No i jest to pytanie - kto przyjeżdża, jaki urzędnik, czy już parę razy jeździł, czy on już jest znany. Jeżeli jest znany, no to tylko pytanie jest: jaką wódkę lubi wypić. Tak samo pytania padają czy przyjeżdża samochodem, czy ktoś go przywiezie. Nawet jak przyjeżdża samochodem, no to jest dla niego kombinowany odwóz, żeby mógł się troszeczkę tej wódki napić - relacjonuje.
Jak zapewnia, kontrole dochodzą do skutku, ale kontrolerzy "przymykają oko" na pewne rzeczy. - Wszystko oficjalnie, kontroler przychodzi, ma zastrzeżenia. Ale później w biurze, gdy jakieś otwarcie wódki ma miejsce, to niestety na niektóre rzeczy przymyka oko - mówi górnik.
Liczą się pieniądze
Nasz rozmówca mówi też o sieci powiązań pomiędzy szefami i wysokimi pracownikami Katowickiego Holdingu Węglowego. - Wszyscy są ze sobą powiązani i jeśli jest jakaś kara to pytanie tylko: ile? - zauważa. Pytany, czy można mówić o mafii węglowej odpowiada: - Ja mógłbym to tak spokojnie nazwać. Ci ludzie się świetnie znają, ustalają pewne rzeczy prywatnie.
- Jak się coś stanie, to dopiero są wyciągane wnioski. Wiadomo, że są przekroczone jakieś normy, ale nie wiem czy ktoś się tym poważnie przejmuje. Ważne są pieniądze - podsumowuje.
Czarny dzień polskiego górnictwa
Prezes KHW Stanisław Gajos na środowej konferencji prasowej stwierdził, że podczas katastrofy najprawdopodobniej miała miejsce sytuacja, która nigdy nie wystąpiła w polskim górnictwie. - W naszej ocenie w kopalni być może mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem, które przerosło naszą wiedzę - powiedział.
Jak dodał, przy ścianie wydobywczej kopalni, gdzie doszło do tragedii, od początku roku czujniki metanometrii 727 razy odłączały prąd z powodu przekroczonego stężenia metanu. Zdaniem Gajosa, taka ilość wyłączeń prądu świadczy o tym, że system bezpieczeństwa związanego z metanem działa skutecznie.
W wyniku piątkowego zapalenia i wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej zginęło 17 górników. Nadal w szpitalach jest 35 poszkodowanych. Stan kilku z nich jest bardzo ciężki.
Prokuratura Okręgowa w Katowicach do wyjaśnienia przyczyn tragedii powołała czteroosobowy zespół śledczy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24