IPN nie prowadził żadnej „kampanii" w sprawie prof. Aleksandra Wolszczana, a materiały go dotyczące nie były przedmiotem badań historyków z Instytutu - tak zareagował Instytut na opublikowany w poniedziałek list otwarty klubu Lewicy.
IPN został w nim ostro zaatakowany. "Dziwi nas fakt, że do tej pory kampania IPN nie spotkała się z żadnym publicznym potępieniem. Dziwi nas bierność środowisk naukowych, które powinny w takich sprawach publicznie piętnować zawiść pseudonaukowców z IPN" - napisali w liście do astronoma posłowie Lewicy.
IPN to nie Święta Inkwizycja
We wtorek na zarzuty odpowiedział rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk. W specjalnym oświadczeniu zaprotestował "przeciwko zawartym w liście insynuacjom i nieprawdziwym informacjom skierowanym do opinii publicznej".
Uznał, że porównywanie Instytutu do Świętej Inkwizycji świadczy "o niewiedzy, barku znajomości prawa uchwalanego przez Parlament RP lub tylko o złej woli posłów Klubu Poselskiego Lewica".
"Wyjaśniamy, iż akta zgromadzone w IPN, zgodnie z ustawą o Instytucie uchwaloną przez parlament, udostępniane są m.in. naukowcom i dziennikarzom na ich wniosek. Ustawowym zadaniem IPN jest udostępnianie zasobu archiwalnego, a nie ukrywanie akt" - napisał rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk.
Jeśli kampanie, to pozytywne
Aresniuk powiedział, że i owszem Instytut prowadzi kampanie dotyczące najnowszej historii Polski, ale nie dotyczy to Wolszczana, a rzeczy pozytywnych. "Ostatnio przywraca pamięć o polskich bohaterach, m.in. o zamordowanym przez komunistów rotmistrzu Witoldzie Pileckim" - podkreślił Arseniuk. Zachęcił też posłów Lewicy do odwiedzenia strony www.pilecki.ipn.gov.pl.
Profesor Wolszczan, wybitny polski astronom, odkrywca pierwszego układu planetarnego poza układem słonecznym, w latach 1973-1981 współpracował z SB. Był wymieniany jako kandydat do Nagrody Nobla. Przyznał się do tego we wrześniu. W poniedziałek rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu przyjął rezygnację prof. Wolszczana z pracy na stanowisku profesora zwyczajnego.
Źródło: PAP