Niemieckie urzędy ds. młodzieży pod lupą Unii. Międzynarodowi sędziowie zbadają, czy nie dyskryminują one rodziców-obcokrajowców. - Dzieci są im zabierane i z dwunarodowych stają się Niemcami. To germanizacja - uważa przedstawiciel rodziców walczących z Jugendamtami.
Komisja Europejska poruszyła w rozmowach z władzami Niemiec sprawę krytykowanych praktyk niemieckich urzędów ds. młodzieży - Jugendamtów. - Powołane zostały grupy robocze, w których skład wchodzą sędziowie z różnych państw członkowskich, a sprawy najdelikatniejsze śledzone są wyjątkowo uważnie - zapewnił unijny komisarz ds. sprawiedliwości Jacques Barrot.
200 skarg na Jugendamty
Komisarz nie napisał jednak wprost, że Niemcy łamią unijne rozporządzenie z 2003 roku, wedle którego prawo do odwiedzin, z którego korzysta rodzic, u którego dziecko nie mieszka na stałe, powinno być uznawane i wykonywane we wszystkich państwach członkowskich. Przyznał tylko, że stosowanie tego rozporządzenia mogłoby zostać "ulepszone" w krajach członkowskich UE.
W sprawie kontrowersyjnych praktyk niemieckich urzedników, którzy - w jego ocenie - dyskryminują obcokrajowców interpelował eurodeputowany PiS Konrad Szymański. Do Parlamentu Europejskiego od końca 2005 roku wpłynęło też wpłynęło ponad 200 petycji poruszających ten problem, w tym 6 z Polski.
Urzędy odbierają 28 tysięcy dzieci rocznie
Skargi dotyczyły urzędów, które po rozwodzie mieszanego małżeństwa rodzicom spoza Niemiec odbierają prawo do opieki, ograniczają kontakty z dziećmi, a podczas sporadycznych spotkań mają nakaz rozmowy z dziećmi wyłącznie po niemiecku. Urzędnicy tłumaczą, że nie mogą pozwolić, żeby rodzice-obcokrajowcy w niezrozumiałym dla nich języku nastawiali dzieci negatywnie do niemieckiej matki czy ojca.
Ze statystyk wynika, że co roku z inicjatywy niemieckich urzędów ds. młodzieży 28 tysięcy dzieci zostaje odebranych rodzicom. Do Parlamentu Europejskiego wpłynęło ponad 200 skarg na Jugendamty, w tym sześć z Polski. Interpelował w tej sprawie deputowany Konrad Szymański.
"To germanizacja"
Przedstawiciel rodziców walczących z praktykami Jugendamtów Oliver Karrer wyjaśnił, jak działają te urzędy. - Kiedy polska matka, polski ojciec albo inni rodzice cudzoziemcy chcą zabrać dziecko z Niemiec do swojego kraju, występują przeciwko interesom państwa niemieckiego. Właśnie dlatego te dzieci są im zabierane - stwierdził.
Według niego efekt jest taki, że dziecko z dwunarodowego stanie się Niemcem mówiącym tylko po niemiecku. - I tak jak kiedyś ten proces nazywano germanizacją, to chyba dziś takie pojęcie jest nadal aktualne, choć odbywa się pod płaszczykiem demokracji - ostrzega.
Także zdaniem prawnika Stefana Hambury przypadki faworyzowania niemieckich rodziców przez Jugendamty są częste, choć trudno ocenić skalę zjawiska. - Myślę, że to co nam się tu pojawiło w tych sprawach polsko-niemieckich, to jest czysty wierzchołek góry lodowej. Polacy mają małe szanse, żeby się kiedykolwiek dogadać z Jugendamtem. Być może zobaczą swoje dzieci, gdy te ukończą 18-sty rok życia – mówi.
MSZ: nie możemy pomóc w tej sprawie
Do TVN24 zgłosiła się Beata Pokrzeptowska–Meyer, która zdesperowana odebraniem jej dziewięcioletniego syna Moritza, porwała chłopca i ukrywa się z nim w Polsce. Jest teraz poszukiwana międzynarodowym listem gończym. - Chcemy ją zatrzymać, tak aby nie ucierpiało na tym dziecko. Synowi nie wolno przy niej być. Zgodnie z decyzją sądu to ojciec ma wychowywać dziecko i to on ma wyłączne prawo do opieki nad nim – argumentuje Johannes Mocken, rzecznik prasowy prokuratury w Dusseldorfie.
Według podsekretarza stanu w MSZ Andrzeja Kremera ministerstwo niewiele może zrobić, żeby pomóc w takiej sytuacji. - Możliwości działania urzędu, ministra, konsula kończą się tam, gdzie zostało złamane prawo – rozkłada ręce .
"Oczywiście że chcę z nią rozmawiać"
Były mąż kobiety twierdzi, że sama jest sobie winna. - Beata miała możliwość kontaktu z synem, ale z niej nie skorzystała, zamiast tego doprowadziła do brutalnego porwania – twierdzi. Mimo tego apeluje do kobiety o kontakt. - Oczywiście, że chcę z nią rozmawiać, przecież tu chodzi o Moritza. Ale nie mam z nią kontaktu od ośmiu tygodni, nie mam kontaktu z synem. Nie wiem co mam zrobić. Prosiłem o kontakt jej rodziców, brata, żadnego odzewu – mówi.
"Nie eskalować sytuacji"
Z kolei szefowa Forum Polsko-Niemieckiego, prof. Irena Lipowicz apeluje do matki chłopca, żeby skontaktowała się z wymiarem sprawiedliwości. - Trzeba myśleć o dobru dziecka i o tym, żeby nie eskalować sytuacji. Żeby dziecko nie było znowu narażone na traumę, na dramatyczne sceny, aresztowanie matki. Po co to wszystko? - argumentuje. Według niej potrzebne są nie takie desperackie gesty, ale przestrzeganie konwencji o cywilych skutkach uprowadzania dzieci przez rodziców.
Źródło: TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24