- Lech Wałęsa w pierwszej połowie lat 90. wszedł w posiadanie szeregu tajnych dokumentów dotyczących swojej osoby, ale nie tylko - także takich polityków jak Lech Kaczyński. Te dokumenty, w sumie 2,5 tys. sfotografowanych stron, nie wróciły - powiedział w TOK FM doradca prezesa IPN Antoni Dudek.
Według Dudka książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" udowodniła "w sposób trudny do podważenia", że Wałesa dostał te dokumenty i ich nie oddał. - Dokumenty dotyczące Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza były na 54 mikrofilmach, które w ogóle nie wróciły od prezydenta - zaznaczył. - Bo o ile wróciła zdekompletowana ta słynna dokumentacja papierowa w paczce, no to mikrofilmy nie wróciły, a tam jest, czy było, ponad 2,5 tys. sfotografowanych stron - mówił historyk.
Według niego to obciąża Wałęsę. - Nawet jeżeli na tych mikrofilmach nie było dokumentów jednoznacznie potwierdzających fakt współpracy - a tego nie wiemy - to nie zmienia to faktu, że te dokumenty miały klauzulę tajności - dodał Dudek.
To, że w dokumentach, które nie wróciły do archiwum, znajdowały się informacja nie tylko o Wałęsie zasugerował także b. szef MSW Andrzej Milczanowski. - Te dokumenty dotyczyły także np. Merkla, Lisa... - mówił we wtorkowej "Kropce na i".
IPN: Zniknęły najważniejsze dokumenty
W poniedziałek ukazała się, wydana przez IPN, książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", autorstwa historyków Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Główne tezy książki mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek". Akta o tym świadczące, według autorów, Wałęsa zabrał w latach 90., a w 2000 r. Sąd Lustracyjny wadliwie ocenił dowody nt. Wałęsy i pominął ich część. Wałęsa zaprzecza zarzutom o współpracę.
Książka szeroko opisuje sprawę otrzymania przez prezydenta Wałęsę z UOP, mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, zgromadzonej na jego temat dokumentacji SB. Miała ona wrócić do UOP po kilku miesiącach zdekompletowana. - Zniknęły najważniejsze dokumenty świadczące, że urzędujący prezydent był "Bolkiem" - piszą autorzy.
"Jaki miałem interes, żeby usuwać te papiery?"
- Problem w tym, że odbierając (dokumenty na temat TW Bolka) nie sprawdziłem ich. Ktoś założył, że biorąc je nie będę sprawdzał - mówił w zeszły czwartek Wałęsa we Wrocławiu. - Ja biorąc nie patrzyłem co brałem i nie patrzyłem co oddawałem - podkreślił. Przyznał, że biorąc teczkę TW Bolka chciał się zapoznać z tymi dokumentami, bo słyszał różne bzdury i chciał wiedzieć czy się potwierdzają.
- Po drugie - nie chciałem tego mówić, ale trudno - wiedziałem, że miałem nad moim łóżkiem kamerę. Chciałem wiedzieć czy ja z żoną nie jesteśmy źle ujęci. Chciałem sprawdzić czy coś tam jest - mówił b. prezydent.
Wałęsa podkreślił, że po sprawdzeniu tego wszystkiego dokumenty oddał. - Pomyślcie jaki miałem interes w tym, żeby usuwać te papiery, skoro wiedziałem, że oni mają spis tych dokumentów? Jaki był sens usuwać te papiery? Gdyby tam było moje zobowiązanie do współpracy, gdyby tam był jakikolwiek mój podpis... Ale tam niczego takiego nie było - oświadczył.
kaw/tr
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP