- Na lotnisku w Smoleńsku 10 kwietnia było dwóch funkcjonariuszy BOR z ambasady w Moskwie - powiedział zastępca szefa BOR płk Paweł Bielawny, który zatwierdził plan zabezpieczenia wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Wcześniej to samo mówił dowódca Biura gen. Marian Janicki. Dwaj funkcjonariusze, którzy przebywali w Smoleńsku 10 kwietnia rano, twierdzą, że lotnisko było zabezpieczane tylko przez Rosjan.
- Jeden z tych funkcjonariuszy przebywał cały czas na terenie lotniska i był jednym z pierwszych, który w momencie katastrofy udał się na jej miejsce. Drugi to był funkcjonariusz, który przebywał na terenie lotniska, ale wielokrotnie z niego wyjeżdżał realizując inne zadania. Mówiąc kolokwialnie krążył między lotniskiem a innym punktem - mówił Bielawny na posiedzeniu sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Jak dodał, BOR 9 marca rozpoczął przygotowania do zabezpieczenia tej wizyty. Poinformował też, że przed 10 kwietnia do Rosji udała się grupa funkcjonariuszy BOR na spotkanie tzw. grupy rekonesansowej.
Formalnie za lotnisko opowiadali Rosjanie
Wiceszef Bor poinformował też, że za zabezpieczenie lotniska w Smoleńsku odpowiadała strona rosyjska, m.in. Federalna Służba Bezpieczeństwa i milicja. Dodał, że funkcjonariusze BOR w czasie rekonesansu nie zostali wpuszczeni na lotnisko, ze względu na to, że jest to obiekt wojskowy. - Musimy dostosować się do prawa gospodarza. BOR nie ma w swoich zadaniach i obowiązkach kontroli lotnisk pod względem technicznym czy przygotowania lotniska do przyjęcia samolotu. To nie jest nasza kompetencja - wyjaśnił wiceszef BOR. Podkreślił, że każda służba na całym świecie opiera ochronę poza granicami kraju na gospodarzu. - Wyjątkiem są trzy państwa - Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny - dodał.
Rozbieżności
O tym, że przed planowym lądowaniem prezydenckiego samolotu na lotnisku w Smoleńsku było dwóch funkcjonariuszy mówił też w poniedziałek w TVN24 gen. Marian Janicki. Mieli sprawdzić, czy ustalenia z Federalną Służbą Bezpieczeństwa zostały dotrzymane.
Jednak ci sami funkcjonariusze wg RMF FM zeznali w prokuraturze coś zupełnie innego - że lotnisko było zabezpieczane tylko przez Rosjan, a Polaków tam nie było.
Funkcjonariusz Cezary K. miał zeznać, że "na lotnisku nie planowano uczestnictwa żadnego funkcjonariusza BOR." To właśnie do niego dodzwonił się jako pierwszego gen. Janicki. Do rozmowy doszło, gdy funkcjonariusze dojeżdżali już na lotnisko. Jak mówił, wcześniej próbował skontaktować się z funkcjonariuszami znajdującymi się na pokładzie Tu-154M. - Pierwszy mój telefon był wykonany do pułkownika Florczaka. Niestety telefon nie odpowiadał. Drugi telefon, który wykonałem do Pawła Janeczka. Też niestety milczał - opowiadał borowiec.
Dodatkowi funkcjonariusze na 10 kwietnia
Bielawny tłumaczył, że po wizycie w Katyniu premiera Donalda Tuska, 7 kwietnia, zwiększono liczbę funkcjonariuszy tzw. grupy przygotowawczej. - W czasie wizyty 7 kwietnia obecny był premier Putin. Nasilenie służb rosyjskich było na tyle duże, że nie było potrzeby wysyłania dodatkowych sił i środków z kraju - mówił wiceszef BOR. - W wizycie pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie miał uczestniczyć żaden dostojnik wysokiego szczebla ze strony Federacji Rosyjskiej. Dlatego m.in. z uwagi na ilość osób, które miały przebywać na terenie cmentarza w Katyniu podjęliśmy decyzję o wysłaniu dodatkowych funkcjonariuszy do zabezpieczenia tego miejsca - powiedział Bielawny.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24