Prawo i Sprawiedliwość, to młoda partia, której nie stać na pozbycie się Jarosława Kaczyńskiego - mówi zawieszony w prawach członka PiS Ludwik Dorn w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Dodaje, że właśnie z tego powodu będzie popierał jego przywództwo.
Tylko dojrzałe partie są w stanie w sposób bezwzględny pozbywać się swoich przywódców, jak torysi Margaret Thatcher czy niemieccy chadecy Helmuta Kohla. Ludwik Dorn
"Kaczyński przemawia w takiej stylistyce, jak Kwaśniewski"
Byłem zaskoczony, że Jarosław Kaczyński przemawia w tej samej stylistyce co nietrzeźwy Aleksander Kwaśniewski, który w Szczecinie wołał: "Ludwiku Dorn i psie Sabo, nie idźcie tą drogą....". I dziś Jarosław Kaczyński też nawołuje, abym nie szedł tą drogą, abym zawrócił Ludwik Dorn
- Mogą mnie wyrzucić, a ja nadal będę w sumieniu członkiem mojej partii - mówi Ludwik Dorn. - Wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie, napisałem w moim blogu. Byłem zaskoczony, że Jarosław Kaczyński przemawia w tej samej stylistyce co nietrzeźwy Aleksander Kwaśniewski, który w Szczecinie wołał: "Ludwiku Dorn i psie Sabo, nie idźcie tą drogą....". I dziś Jarosław Kaczyński też nawołuje, abym nie szedł tą drogą, abym zawrócił - dodaje.
Polityk podkreśla też, że odrzuca zarzut nielojalności, formułowany przez kolegów z partii. - To nie ja nagłośniłem ten spór. Uczynił to premier Kaczyński tuż po wyborach w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Wygłosił tezy dla mnie szokujące. Powiedział, że partia jest rozmamłana, że panuje w niej szkodliwy liberalizm - tłumaczy Dorn w "GW".
"PiS stało się partią jednej sprawy"
Zamiast tłumaczyć ludziom, że to my odblokujemy im możliwość awansu, to mówiliśmy, że każdy awansujący, przenoszący się z bloku do eleganckiej willi może stać się podejrzany. Ludwik Dorn
- Szybko zorientowałem się, że kampania idzie w złym kierunku i że przesłanie wyborcze PiS jest całkowicie sprzeczne z przesłaniem społecznym i politycznym PiS. Że główne motto kampanii może odpędzić od PiS znaczną część wyborców, na których moglibyśmy liczyć. Przez nadmiernie wyeksponowany wątek walki z korupcją staliśmy się partią jednej sprawy - mówi były marszałek Sejmu.
Spot PiS "Mordo ty moja", Dorn nazywa "nieszczęsnym": - Zamiast tłumaczyć ludziom, że to my odblokujemy im możliwość awansu, to mówiliśmy, że każdy awansujący, przenoszący się z bloku do eleganckiej willi może stać się podejrzany - tłumaczy gazecie. Dodał, że wspomniany spot "uderza w wyobrażenia, które ci kandydaci do awansu mają o swoim wymarzonym świecie, marzenia ukształtowane przez kolorowe pisma i telewizyjne seriale". - Zgroza mnie ogarnęła - mówi.
Dorn tłumaczy, że to był właśnie impuls do napisania przez niego "listu do wykształciucha", który sformułował - jak mówi - "żeby mieć czyste sumienie". - Z jednej strony miał cementować inteligencję odwołującą się do swojej tradycyjnej misji. A z drugiej strony pokazywał wykształciuchom, że owszem tak, wy nas nie lubicie, my za wami też nie przepadamy, ale nie bójcie się, nie jesteśmy tacy straszni, a cenimy was za dynamizm, za parcie do góry - wyjaśnia.
Marcinkiewicz "zrośnięty" z Prokomem
Jeśli nie zostanie ona zawarta w Sejmie tej kadencji, to nowej Konstytucji moje i starsze pokolenia Polaków za swego życia nie ujrzą, a pokolenia młodsze czekać będą na nią długo z opłakanym dla siebie i Rzeczpospolitej skutkiem, zaś Aleksander Kwaśniewski pozostanie, posługując się dobrze mu znanym językiem w sierjoz i na dołgo jedynym Ojcem Założycielem Rzeczypospolitej Polskiej. Ludwik Dorn
Według Dorna, problem był też "zrost znacznej części otoczenia Marcinkiewicza z Prokomem i blokowanie przez to otoczenie i przez Marcinkiewicza pewnych inicjatyw szkodliwych dla Prokomu". - Odczułem to na własnej skórze, bo byłem ministrem właściwym ds. informatyzacji. Chodziło o przedsięwzięcia, które miały uniezależnić państwo od oligarchów informatycznych - mówi Dorn. Według niego, udział w tym miał też Wiesław Walendziak, wiceprezes zarządu Prokom Investments oraz - powołany także do gabinetu Donalda Tuska - Zbigniew Derdziuk, który według Dorna, w rządzie Marcinkiewicza miał być łącznikiem między Walendziakiem a rządem.
Na poparcie swoich zarzutów mówi o tym, jak złożył projekt powołania międzyresortowego zespołu ds. informatyzacji, który miał prowadzić do integracji różnych resortów i kontrolować tę dziedzinę. - Premier Marcinkiewicz mówił mi, że owszem, że powoła już niedługo. I nic się nie działo. Premier Kaczyński powołał go natychmiast - mówi Dorn. - Im większy bałagan po stronie władzy publicznej w dziedzinie informatyzacji, tym lepiej dla Prokomu - dodaje.
Kaczyński i tak najlepszy Co dobrego zrobił zaś PiS, według Dorna? - Widzę trzy wielkie osiągnięcia. Po pierwsze wielką rehabilitację państwa, i to zostanie po nas - mówi były wiceprezes. Dodaje, że rząd Jarosława Kaczyńskiego pokazał, że "państwo może".
- Po drugie okazało się, że państwo może skutecznie przeprowadzać przedsięwzięcia innowacyjne: wprowadzenie nowych biometrycznych paszportów, nadgonienie, w ciągu dwóch lat siedmiomilionowej górki w wymianie dowodów. Po trzecie instytucje państwa zostały wzmocnione, mogą opierać się naciskom, które nie są w interesie publicznym. I Donald Tusk, nawet jeśli będzie chciał to odkręcić, to mu się to szybko i łatwo nie uda - wylicza dalej Dorn.
Podkreśla też, że - jego zdaniem - Jarosław Kaczyński był najlepszym premierem po 1989 roku.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24