Byli prezesi dwóch wałbrzyskich zakładów komunalnych twierdzą, że byli zmuszani do wypłacania z kas swoich firm pieniędzy politykom Platformy. Złożyli już doniesienia do prokuratury - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Pieniądze miały trafiać do byłego prezydenta miasta, Piotra Kruczkowskiego. Miały też zasilać konta komitetów wyborczych posłanki Katarzyny Mrzygłockiej, senatora Romana Ludwiczuka oraz byłego szefa klubu PO, Zbigniewa Chlebowskiego.
20, 30, 40 tys. "do ręki"?
Ireneusz Zarzecki, były szef Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji i Wojciech Czerwiński, były wiceszef Miejskiego Zarządu Budynków, twierdzą, że Kruczkowski pojawiał się osobiście w ich biurach, jednorazowo żądając wpłat 20, 30 lub 40 tys. zł. Z MPK Platforma miała dostać w ten sposób pół miliona złotych. Pieniądze miały trafiać na fundusze wyborcze wałbrzyskich polityków PO.
Poza bezpośrednimi podarunkami pieniężnymi, politycy PO mieli również według Zarzeckiego wymuszać inne formy świadczeń. Spółki miejskie miały pod przykrywką organizowania szkoleń dla pracowników finansować spotkania partyjne. Miano na nich omawiać między innymi strategie wyborcze.
Gdyby któryś z szefów spółek miejskich się opierał, miały być na niego wywierane naciski. Karą za niesubordynację i sprzeciw miało być zwolnienie. Taki los miał spotkać Czerwińskiego. Na jesieni 2010 roku Kruczkowski miał od niego zażądać wypłacenia siedmiu tysięcy złotych, czemu dyrektor się sprzeciwiał. Jak pisze "DGP" Czerwiński miał nagrać jedną z rozmów z prezydentem miasta. - I co, myślałeś coś? - Coś mam. Półtora tysiąca. - Co ty, kurde, na waciki? - miał odparować Kruczkowski.
Czerwiński stanowisko faktycznie stracił. W maju 2011 roku. Zarzecki z kierowania wałbrzyskim MPK zrezygnował w lipcu 2011 roku. Jak pisze "DGP" domagał się tego komisarz Roman Szełemej, który tymczasowo zarządza miastem po unieważnieniu poprzednich wyborów. Następca Zarzeckiego po dwóch tygodniach złożył doniesienie do prokuratury, bo w kasie przedsiębiorstwa brakowało pół miliona złotych.
Prośba od przyjaciela
Według Zarzeckiego większość szefów miejskich spółek ulegała naciskom i płaciła. Skutkować miała nie tylko groźba zwolnienia, ale chęć przynależności do grona zaufanych Kruczkowskiego. Bez znalezienia się w nim, według Zarzeckiego, nic nie dało się załatwić dla swojej spółki.
Były prezydent odpiera zarzuty, twierdząc, że to Zarzecki wyprowadził z MPK pół miliona i teraz stara się sprawę zatuszować. Domniemaną nagraną rozmowę prezydent miasta wyjaśnia jako osobistą prośbę do przyjaciela o pieniądze na kampanię. - Przyszedłem do niego jak do kolegi. Znamy się kilkanaście lat - mówi "DGP" Kruczkowski.
Jeszcze dosadniej sprawę komentuje posłanka Mrzygłocka, która jesienią będzie startowała w wyborach po raz trzeci pod szyldem PO. - To bzdura. W poniedziałek składam przeciwko Zarzeckiemu doniesienie do prokuratury - zapowiedziała.
Jądro ciemności
Sam były prezydent broniący się obecnie przed oskarżeniami nie ma nieskazitelnej reputacji. Wałbrzychem po ostatnich wyborach samorządowych wstrząsnęła afera, która zakończyła się unieważnieniem przez sąd głosowania. Podczas wyborów prezydenckich w Wałbrzychu miało dojść do fałszerstw wyborczych.
Ponowne głosowanie ma się odbyć w najbliższy weekend. Kruczkowski zrezygnował z ponownego startu.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: www.kruczkowski.pl