Przez półtorej godziny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski rozmawiał z prezesem IPN Januszem Kurtyką i szefami pionów lustracyjnego i śledczego Instytutu. - Według przepisów gdyby IPN wpisał Lecha Wałęsę na listę represjonowanych złamałby prawo - przyznał później w "Magazynie 24 godziny" Zbigniew Ćwiąkalski.
Natomiast rzecznik ministerstwa Grzegorz Żurawski przekonywał, że spotkanie nie było niczym nadzwyczajnym, bo Zbigniew Ćwiąkalski jako prokurator generalny spotykał się z prokuratorami IPN już kilka razy i były to spotkania robocze poświęcone na przykład sprawom kadrowym. Żurawski zaprzeczył też, by spotkanie miało formę wzywania Kurtyki do tłumaczenia się z tego, iż w katalogu osób represjonowanych nie ma Lecha Wałęsy. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Pytanie jednak padło
- Pytanie o tę kwestię jednak padło. Prezes Kurtyka odpowiedział, że sprawa umieszczenia Lecha Wałęsy w katalogu nie jest jeszcze zakończona, Instytut ją analizuje, mając na uwadze wyroki Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy lustracyjnej - dodał Żurawski.
Wyjaśnił też, że chociaż prokurator generalny jest zwierzchnikiem szefów pionów lustracyjnego i śledczego IPN, to nie ma prawa wydawania im poleceń co do konkretnego rozstrzygania spraw. - Minister tylko zadał pytanie i uzyskał odpowiedź - powiedział rzecznik resortu sprawiedliwości.
Wcześniej media informowały, iż we wtorek Ćwiąkalski ma rozmawiać z prezesem IPN i dwoma dyrektorami biur Instytutu na temat tego, jakimi kryteriami kieruje się IPN wpisując osoby na listę osób represjonowanych przez komunistyczną bezpiekę.
"IPN trzeba przegonić..."
Sam Lech Wałęsa we wtorkowych "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 powtórzył swoje słowa o "czarownicach" z IPN-u. - Trzeba w sposób demokratyczny przegonić te czarownice z IPN-u - mówił były prezydent. Według niego Instytut szkodzi Polsce. - Tak postępować nie wolno! - podkreślał Lech Wałęsa. - Nie wolno niszczyć polskiego zwycięstwa!
Czy ktokolwiek w tym kraju ma więcej represji niż ja? Wprawdzie mnie nie zamordowano, ale parę zamachów było. Lech Wałęsa
- I czy ktokolwiek w tym kraju ma więcej represji niż ja? - pytał lider "Solidarności". - Wprawdzie mnie nie zamordowano, ale parę zamachów było - mówił ironicznie. Dodał też, że do tej pory nie przesłuchano tych, którzy na niego donosili.
"...albo się zdenerwuję i sam ich przegonię"
Zaznaczył też, że IPN nie zajął się wyjaśnieniem wszystkich wątków z jego biografii, chociaż sam o to prosił. Według Wałęsy, IPN się po prostu boi. - I z tego swojego tchórzostwa chcą robić bohaterstwo!
- Cały świat dziwi się, jak dokonałem zjednoczenia, a Kurtyka i jakiś drugi kurdupel podważa moje zwycięstwo! - irytował się Lech Wałęsa. - Czy oni chcą, bym się zdenerwował i pogonił ich osobiście? - pytał.
Kurze móżdżki z IPN-u grają teraz strategów i widzą tylko to, co chcą widzieć. Lech Wałęsa
Zdaniem byłego prezydenta, niektóre z nazwisk widniejących na liście to zupełna pomyłka. Jak powiedział, takie osoby jak Andrzej Gwiazda czy Anna Walentynowicz, tylko przeszkadzały mu w rządzeniu, a nie walczyły z komunizmem.
Zawiła historia katalogu IPN
W ubiegłym tygodniu "Gazeta Wyborcza" napisała, że w opublikowanym przez Instytut katalogu prześladowanych w czasach komunizmu nie ma Lecha Wałęsy, są za to jego główni adwersarze zarzucający mu, że był agentem - m.in. Andrzej i Joanna Gwiazdowie czy Anna Walentynowicz.
Rzecznik IPN Andrzej Arseniuk mówił wtedy że przypadek Lecha Wałęsy jest "skomplikowany", dlatego archiwiści IPN zajmą się nim w późniejszym terminie; na razie w prowadzonym przez IPN katalogu represjonowanych umieszcza się dane osób, których historia nie budzi kontrowersji. Osoby te muszą wyrazić zgodę na taką publikację. Obecnie w katalogu jest około 2 tysięcy nazwisk, a represjonowanych było - jak ocenia IPN - co najmniej kilkaset tysięcy. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Z kolei Janusz Kurtyka w ubiegłym tygodniu mówił, że działania IPN oparte są na prawie, a Instytut nigdy nie podważał historycznych zasług Lecha Wałęsy w latach osiemdziesiątych.
Katalog rozpracowywanych przez komunistyczne służby specjalne to jeden z czterech wykazów osobowych, które Instytut ma obowiązek publikować na swej stronie internetowej. Gdy archiwiści IPN uznają, że ktoś był prześladowany, a jednocześnie nie współpracował z bezpieką i nie był jej funkcjonariuszem, wpisują go do katalogu. Według stanu na wtorek jest w nim 2129 nazwisk, chociaż osób, którym IPN przyznał status pokrzywdzonego jest ponad 50 tysięcy.
Braki na liście
Według "Gazety Wyborczej", na liście brakuje jeszcze innych nazwisk, np. Stefana Niesiołowskiego, Bronisława Komorowskiego, Jana Olszewskiego, Ludwika Dorna czy Antoniego Macierewicza. "Wyborcza" pisze także, że w katalogu brakuje nazwisk osób, które zmarły przed wpisaniem ich na listę. To oznacza, że nie pojawi się na niej także nazwisko Bronisława Geremka czy jacka Kuronia. IPN nie opublikuje też nazwisk tych osób, które nie zgodziły się na podanie do publicznej wiadomości ich danych osobowych - m.in. Andrzeja Wajdy i Marka Lenartowskiego.
Wcześniej TVN24 dowiedziała się, że na liście nie ma również nazwiska Tadeusza Mazowieckiego (CZYTAJ WIĘCEJ)
IPN nie pyta, tylko pisze
- Po co więc komukolwiek dziurawa lista? - pyta retorycznie "GW". IPN odpowiada, że to pytanie do ustawodawcy. - Instytut nie układa ustaw, bo nie ma takiej inicjatywy - mówi rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk.
Zatem IPN musi dostosować się do przepisów przeforsowanych przez PiS i popartych przez PO.
Źródło: PAP, TVN24, gazeta.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 \PAP