Wśród demonstracji i coraz ostrzejszych protestów dobiegają końca rozmowy na temat ochrony klimatu na szczycie w Kopenhadze. Dziś do stolicy Danii przylatuje premier Donald Tusk. W przeddzień wyjazdu zadeklarował, że Polska jest gotowa do solidarnego działania w walce ze zmianami klimatycznymi, ale w ramach naszych realnych możliwości.
Do Kopenhagi na finał konferencji przybywają światowi przywódcy, którzy mają nadzieję na zawarcie porozumienia do piątku, będącego ostatnim dniem szczytu klimatycznego. Swoją obecność w dniu zamknięcia zapowiedział prezydent USA Barack Obama.
Polski premier mówił przed wyjazdem, że "problemem" w kontekście negocjacji klimatycznych nie jest Polska ani Unia Europejska, tylko Stany Zjednoczone, Chiny i Indie - czyli główni emitenci CO2. Zdaniem Tuska, to te kraje przede wszystkim nie chcą zaangażować się w ochronę klimatu równie intensywnie co UE.
Rozmowa o "być albo nie być"
Rząd podkreśla, że Polska w bardzo dużym stopniu zredukowała już swoją emisję CO2, a kwestia ochrony klimatu to dla nas nie jest "rozmowa marzycieli", tylko rozmowa o być albo nie być naszego przemysłu. Premier zapewnił jednocześnie, że Polska w żadnym przypadku nie chce być państwem, które odwraca się plecami do wyzwań ekologicznych.
Tuż przed wyjazdem na konferencję klimatyczną w Kopenhadze, premier sprawującej unijne przewodnictwo Szwecji Fredrik Reinfeldt zażądał zobowiązań do znaczących redukcji emisji CO2 przez USA i Kanadę. Unia Europejska sygnalizuje jednocześnie, że może podnieść własny cel redukcji do 30 proc. dopiero po roku 2020.
Unijna oferta zmniejszenia emisji ponad 20 proc. od początku była warunkowa - UE domaga się, by inne uprzemysłowione potęgi także zdobyły się na porównywalny wysiłek.
Dajemy 60 milionów euro
Na ubiegłotygodniowym szczycie Unii w Brukseli kraje unijne zobowiązały się do przekazania łącznie 7,2 mld euro na walkę ze zmianami klimatycznymi w najbiedniejszych krajach świata w latach 2010-2012. Polska chce na ten cel przekazać 10 procent dochodów ze sprzedaży nadwyżek uprawnień do emisji CO2 (tzw. AAU's), czyli do 60 mln euro.
UE bierze na siebie około jednej trzeciej kosztów wsparcia najuboższych krajów w latach 2010-2012. Ich łączne potrzeby w tym okresie, które muszą być sfinansowane jeszcze przez inne uprzemysłowione potęgi, jak USA czy Japonia, szacuje się na 21 mld euro.
Źródło: PAP