Ujawnienie faktu, że agenci służb specjalnych posługują się tego typu metodami do zwalczania jakieś konkurencyjnej frakcji politycznej to w normalnym kraju byłaby bomba atomowa w polityce - stwierdził Bronisław Komorowski w "Faktach po Faktach". Były prezydent komentował list Marka Falenty do Andrzeja Dudy, w którym twierdzi on, że dysponuje wciąż nieujawnionymi nagraniami z podsłuchów.
Marek Falenta napisał list do Andrzeja Dudy, w którym stwierdził, że "wywiązał się ze wszystkich złożonych obietnic i został okrutnie oszukany" przez ludzi z formacji prezydenta. Zamieścił także listę nazwisk osób, "które uczestniczyły w aferze podsłuchowej". Wskazał między innymi na prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Dodał, że ma "dowody w postaci nagrań" ze spotkań z wymienionymi osobami.
W poniedziałek "Rzeczpospolita" opisała treść tego listu, w piątek "Gazeta Wyborcza" opublikowała dokument w całości.
- Zarzuty, które stawia (Falenta -red.) i sytuacje, które opisuje powinny być wnikliwie zbadane przede wszystkim przez prokuraturę - ocenił w "Faktach po Faktach" Bronisław Komorowski, podkreślając jednak, że "dla mało kogo pan Falenta jest osobą wiarygodną". Zdaniem byłego prezydenta, ze względu na jej rangę, sprawą powinna zająć się sejmowa komisja śledcza. Komorowski przypomniał, że taśmy Falenty "wstrząsnęły sceną polityczną i doprowadziły do kryzysu poprzedniego rządu". Jak zauważył, "do wyjaśnienia są zachowania poszczególnych elementów władzy państwowej, w tym służb i prokuratury". - Większość posiadana przez Prawo i Sprawiedliwość nie jest zainteresowana dogłębnym wyjaśnieniem sprawy - przekonywał Komorowski. Dodał jednak, że "nawet zdominowana przez większość sejmową komisja śledcza może stwarzać okazję do postawienia bardzo poważnych pytań, albo zażądania daleko idących wyjaśnień w niuansach tej afery".
"Bomba atomowa w polityce"
Komentując zapowiedzi Falenty, który twierdzi, że ma w zanadrzu wciąż nieujawnione nagrania z podsłuchów, w tym rozmowę Mateusza Morawieckiego z szefem PKO BP Zbigniewem Jagiełłą oraz dowody, że działał w porozumieniu z działaczami PiS Komorowski ocenił, że "są to zarzuty niesłychanie daleko idące".
- W normalnym kraju to by była broń masowego rażenia, bomba atomowa w polityce. Ujawnienie faktu, że agenci służb specjalnych posługują się tego typu metodami do zwalczania jakieś konkurencyjnej frakcji politycznej - zauważył gość "Faktów po Faktach".
Dodał jednak, że są to na razie jedynie "spekulacje i domysły", a brakuje twardych dowodów.
"To wszystko pachnie politycznym PR"
Były prezydent komentował również podpisaną w Waszyngotnie polsko-amerykańską deklarację. Prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump podpisali w środę w Białym Domu wspólną deklarację o współpracy obronnej w zakresie obecności sił zbrojnych USA na terytorium Polski. W ramach polsko-amerykańskich ustaleń ma między innymi wzrosnąć liczba stacjonujących w Polsce żołnierzy USA, utworzone ma zostać też Wysunięte Dowództwo Dywizyjne USA w Polsce. Polski prezydent zadeklarował także gotowość zakupu od Stanów Zjednoczonych 32 samolotów F-35.
- Robi to wrażenie, że strona polska, prezydent i rząd, chcą kupić bezpieczeństwo Polski za miliardy złotych - stwierdził w "Faktach po Faktach" Komorowski. Jego zdaniem, PiS stara się "wpisać w oczekiwania prezydenta Trumpa, który mówi, że sojusznicy powinni płacić za bezpieczeństwo".
- Do tej pory wierzyliśmy, że Amerykanie są dostarczycielami bezpieczeństwa dla tej części Europy ze względów ideowych, ze względu na wspólne wyznawane wartości. To jest ryzykowna gra, żeby kupować bezpieczeństwo tak wprost, bo jak bezpieczeństwo jest za pieniądze, to ktoś może zapłacić więcej w przyszłości i będziemy bez tego bezpieczeństwa - zauważył. Jak ocenił, "ekipa rządząca nie od tego końca podejmuje działania zmierzające do poważnych zakupów bezpieczeństwa". - Nie ma pieniędzy, nie ma ustawy, nie ma negocjacji o offsecie, nie wiemy jaka jest cena, a już prezydent ogłosił, że kupujemy 32 samoloty, które wiadomo, że są nieprawdopodobnie kosztowne. To wszystko razem pachnie politycznym PR - przekonywał Komorowski.
"Jest to dla mnie jakieś nieporozumienie"
W trakcie spotkania prezydenta Andrzeja Dudy i prezydenta Donalda Trumpa w Białym Domu przywódcy byli pytani o przestrzeganie praworządności w Polsce. Prezydent USA stwierdził, że nie niepokoi go stan demokracji w Polsce. Andrzej Duda broniąc zmian w sądownictwie mówił o sędziach, którzy "orzekali jako sędziowie należący kiedyś do komunistycznej partii, którzy nawet orzekali w czasie stanu wojennego".
- Prezydent kraju i jakikolwiek inny polityk, który poza Polską denuncjuje jakąś ważną instytucję życia publicznego w Polsce, czy to będą szpitale, policja, sądownictwo, wojsko, czy służby specjalne, donosi na nie i stara się robić jak najgorszą opinię o nich, jest to dla mnie jakieś nieporozumienie i jest to bardzo smutne - ocenił Komorowski.
Jak przypomniał "pan prezydent Duda w czasach, gdy był wiceministrem (sprawiedliwości - red.) u Zbigniewa Ziobry w poprzednich rządach PiS miał za kolegę sędziego Andrzeja Kryże, który mnie jako sędzia komunistyczny skazywał na więzienie".
Autor: momo//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24