- To skandaliczny żart. Sądzę, że władze amerykańskie będą starały się ustalić jego sprawcę - tak minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski komentuje fałszywy alarm bombowy - przyczynę kłopotów, jakie na nowojorskim lotnisku towarzyszyły przylotowi premiera Donalda Tuska do Stanów Zjednoczonych.
Szef dyplomacji nie uważa jednak, by decyzja o wyborze samolotu rejsowego, a nie rządowego do wizyty za oceanem była błędna. - Nie wiem, co by to zmieniło. Przed działalnością kryminalną trudno jest się ochronić - mówił w Nowym Jorku Sikorski.
Dzwoni "terrorysta"...
Informację o alarmie bombowym pierwszy podał "Dziennik", informując, że ok. godz. 18-ej w biurze LOT w Nowym Jorku jego pracownicy odebrali alarmujący telefon.
"Ktoś", jak opisuje "Dziennik", poinformował, że w rejsowej maszynie, którą miał lecieć Tusk podłożony został sześciokilogramowy ładunek.
...i jest "z Al Kaidy"
Jak dowiedział się towarzyszący premierowi w podróży reporter TVN24 Krzysztof Skórzyński, tajemniczy "terrorysta" przedstawił się jako członek Al Kaidy. Jego telefon spowodował ogromne zamieszanie.
- Był alarm bombowy - mówi Skórzyński. Jak relacjonuje, towarzyszący premierowi dziennikarze i pasażerowie rejsowego samolotu nie mogli opuścić portu lotniczego - siedzieli w autokarze na płycie lotniska, z którego mogli tylko obserwować, jak amerykańska policja przeszukuje ich bagaże.
Na miejscu było ok. 20 policyjnych radiowozów i służby specjalne. Po ok. dwóch godzinach sytaucja wróciła do normy.
Było "zamieszanie"
Rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka potwierdza w rozmowie z tvn24.pl, że lądowaniu premiera w Nowym Jorku towarzyszyło "zamieszanie". Nie potrafiła jednak powiedzieć wiele więcej. W rozmowie z tvn24.pl powiedziała jedynie, że "nie wpłynęło ono na przebieg wizyty pana premiera".
Tusk na Greenpoincie
Rzeczywiście, alarm bombowy nie przeszkodził ekipie premiera w zaplanowanej podróży - jeszcze w nocy naszego czasu Donald Tusk spotkał się miejscową Polonią. - Jesteście moją ojczyzną tu, w Ameryce - mówił Donald Tusk Polonusom na nowojorskim Greenpoincie, żartując, że Amerykanie przywitali go "bombowo".
Przedstawicielom Polonii premier dziękował za to, że biorą udział w wyborach - niezależnie od tego, na kogo głosują. Mówił też, że polscy politycy, choć podzieleni w wielu kwestiach, są zgodni w poczuciu wdzięczności dla Polonii.
Donald Tusk powiedział, że "trzeba być politycznie ślepym albo mieć dużo złej woli", by mówić o pogorszeniu stosunków na linii Waszyngton-Warszawa. Podkreślił jednocześnie, że jedyną rzeczą, która się zmieniła, jest akcentowanie gwarancji bezpieczeństwa Polski, a nie tylko USA.
"Oczekujemy berdziej konkretnych zobowiązań"
Po spotkaniu w Nowym Jorku premier poleciał do Waszyngtonu, gdzie spotka się z George'm Bushem. - Chcemy uzyskać od USA gwarancje, że ewentualna współpraca w sprawie tarczy antyrakietowej będzie oznaczała także wzmocnienie polskiego bezpieczeństwa - mówił na pokładzie samolotu polski premier. - Mam nadzieję, że Amerykanie zrozumieli, że deklaracje są ważne. W związku z tym będziemy mieli szanse na bardziej konkretne zobowiązania - dodał.
Źródło: tvn24.pl, dziennik.pl, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24