Bomby domowej roboty wybuchały na posesjach i pod mieszkaniami. Policja jest już pewna, że ostatnie eksplozje w Krakowie nie były przypadkowe. I jednocześnie ostrzega, by nie ruszać podejrzanych przedmiotów, tylko alarmować odpowiednie służby.
Terroryście - jak podkreślają specjaliści - chodzi o maksymalne zaskoczenie, zastraszenie i niestety o ofiary. O co chodzi temu, kto sterroryzował Krakowian? Motywu policja oficjalnie jeszcze nie ustaliła. Ale wiadomo już na pewno, że ofiary wybuchów nie były przypadkowe. Nieoficjalnie mówi się, że mogły prowadzić interesy ze sprawcą. I chodzi tu o wymuszenia finansowe. Może też o coś więcej.
- To jest swego rodzaju szaleniec, który chce chyba rzucić wyzwanie organom ścigania - ocenia Adam Rapacki, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.
Setki informacji do analizy
Znaczenie ma wszystko, i to z czego zrobiona była bomba, i w jaki sposób doszło do eksplozji. Każdy najmniejszy element konstrukcji, który odrzuciło w chwili detonacji może być nośnikiem informacji o sprawcy, może zachować jego DNA.
- Analizowaliśmy setki informacji, które spłynęły z miasta i te informacje uzyskane operacyjnie przez kolegów - mówi anonimowo oficer operacyjny policji.
Na razie - na ich podstawie - powstały dwa portrety pamięciowe. Dwa, bo pochodzą z różnych źródeł, z relacji świadków i monitoringu, różni je szacunkowy wiek i postura podejrzanego. Kształt i wyraz twarzy są podobne.
Nie wiadomo, czy ładunki na ulicy Krymskiej i w rejonie Borku Fałęckiego podłożyła jedna, ta sama osoba, ale policja już oficjalnie te sprawy łączy.
- Takie ładunki są zazwyczaj ukrywane w przedmiotach, do których ktoś zagląda. Terroryści podrzucali takie ładunki np. w radiu, czy w telefonie komórkowym, bo 99 procent z nas, gdy znajdzie coś takiego na ulicy, pierwsze co zrobi, to włącza go, powodując eksplozję - mówi płk. Leszek Artemiuk ze Stowarzyszenia Polskich Specjalistów Bombowych.
Prymitywny system
Do krakowskich eksplozji doszło w wyniku zaledwie poruszenia ładunku. Nic dziwnego, że policja uczuliła mieszkańców osiedla i całego miasta, by podejrzanych, nieznanego pochodzenia przedmiotów nawet nie ruszać, tylko alarmować.
- Nie jesteśmy w stanie przez ogląd zewnętrzny powiedzieć, co znajduje się wewnątrz - mówi prof. dr hab. Andrzej Książczak z Politechniki Warszawskiej, który na wydziale uczy studentów robić materiały wybuchowe, ale nie bomby - różnica jest taka, że nie mówi się i nie używa substancji inicjującej reakcję.
Krakowski terrorysta najpewniej użył prymitywnego systemu. - Aktywizowany jest ten układ spłonki detonującej przez samego podkładającego. On obciąża ten układ materiałem wybuchowym i ten kto podnosi powoduje zwarcie obwodu, a zarazem uruchomienie spłonki detonującej - wyjaśnia prof. Książczak.
Nad sprawą bombiarza z Krakowa pracuje grupa 20 policjantów i prokuratorów, którzy mają do dyspozycji sprzęt Centralnego Biura Śledczego.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24