Hanna Gronkiewicz-Waltz przyznała, że po ataku na siedzibę PiS w Łodzi, straż miejska w Warszawie "częściej niż normalnie" zagląda do wszystkich stołecznych biur poselskich. Sama prezydent stolicy ochrony nie otrzymała i uważa, że takiej potrzeby nie ma. Nawiązując do apelu PiS o podpisywanie deklaracji łódzkiej, powiedziała, że "trzeba raczej działać, niż podpisywać".
- Ja myślę, że trzeba raczej działać niż podpisywać, bo można deklarować różne rzeczy, a potem się tego nie trzymać - odpowiedziała Gronkiewicz-Waltz w RMF FM na pytanie, czy podpisze deklarację łódzką autorstwa PiS.
Wiceprzewodnicząca PO dodała, że stara się nie "upokarzać przeciwników politycznych", ani nie używać agresywnych sformułowań, do unikania których nawołuje partia Jarosława Kaczyńskiego.
Stołeczne biura monitorowane
Prezydent Warszawy przyznała, że "poraziła" ją zbrodnia, której dopuścił się Ryszard C. na Marku Rosiaku, działaczu PiS w Łodzi. Pytana o konsekwencje tego wydarzenia dla działań dotyczących bezpieczeństwa biur poselskich w stolicy, Gronkiewicz-Waltz wyjawiła, że "straż miejska ma adresy wszystkich biur poselskich i częściej niż normalnie tam zagląda". - Za policję się nie wypowiadam, ale myślę, że podobnie - dodała.
Powiedziała, że sama ochrony nie dostała. Podkreśliła, że otrzymywanie gróźb to nie jest sytuacja, która nasiliła się obecnie. - Ja miałam ochronę prawie przez 9 lat, jak byłam prezesem NBP.( ) Listy dostaję różne. Inwektywy spotykają mnie różne jak jestem na ulicy i to nie od dzisiaj - podkreśliła.
Po zabójstwie w Łodzi, ochrona BOR została zaproponowana kilku polskim politykom. Przyjęli ją m.in. Zbigniew Ziobro z PiS, Grzegorz Napieralski z SLD i Stefan Niesiołowski z PO. Propozycję ochrony odrzucił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Źródło: rmf24.pl