Choć kosztują nas fortunę, to zamiast leczyć, mogą poważnie zaszkodzić, a nawet zabić. Pomimo tego w zeszłym roku wydalimy na nie ponad 300 milionów złotych - mowa o antybiotykach. Lekarze ostrzegają: nie bijmy kolejnych niechlubnych rekordów. Początek jesieni to początek chorób. Przychodnie pełne, w aptekach kolejki. Czasu na chorowanie mało. Pacjenci wymuszają recepty, ale antybiotyk nie jest lekiem na całe zło.
W przychodniach od razu widać, że zrobiło się chłodniej. Większy ruch. Przezorni robią tak jak trzeba, czyli nie ignorują pierwszych objawów infekcji, by uniknąć antybiotyków.
- Organizm ok 8-9 miesięcy regeneruje się po zażywaniu antybiotyku. No po co? Jeszcze w moim wieku - pyta pacjentka pani Elżbieta Mozga. Niestety ze statystyk wynika, że taka postawa to nadal wyjątek.
300 mln na antybiotyki
W zeszłym roku próbowaliśmy pobić rekord i wydaliśmy na antybiotyki aż 306 milionów złotych - o 12 milionów więcej, niż rok wcześniej. Głównym winowajcą był strach przed grypą. - W 2009 mieliśmy dwa bardzo wysokie szczyty zachorowań na grypę i z tego tytułu lekarze częściej przepisywali antybiotyki - powiedziała Magdalena Stawarska z NFZ.
Pacjenci nie bronili się, bo panuje mit, że dzięki antybiotykom infekcje bez względu na to, czy wirusowe, czy bakteryjne - z antybiotykiem zwalczyć łatwiej. - Leczymy każde przeziębienie antybiotykiem, tak? Jesteśmy niecierpliwi nie mamy czasu żeby poleżeć - komentuje pacjentka Magdalena Wasielewska.
Tymczasem eksperci nie mają wątpliwości, że nagminne przepisywanie antybiotyków bez specjalistycznych badań - to działanie na szkodę pacjentów.
Lek gorszy od choroby
Mikrobiolog prof. Waleria Hryniewicz z Narodowego Instytutu Leków przypomina, że "grypa jest zakażeniem wirusowym i antybiotyki na nią nie działają". Wywołują za to zwykle szereg powikłań, które mogą być nawet groźniejsze niż leczona antybiotykiem choroba. Najczęściej są to grzybice przewodu pokarmowego lub narządów rodnych, ale może też dojść do np. zapalenia jelita grubego.
- Bez rozpoznania, bez leczenia (antybiotyk) może być zagrożeniem dla zdrowia, a nawet życia pacjenta - ostrzega Grzegorz Bajko, ordynator oddziału ogólnego szpitala "Certus" w Poznaniu.
Pacjenci naciskają
Lekarze twierdzą, że pod presją pacjentów rzeczywiście wypisują antybiotyki, choć woleliby tego nie robić. - Wszystko trwa, wynik posiewu to jest kilka dni, a pacjent chce już dostać leczenie - mówi lekarz rodzinny dr Anna Reszko.
Z drugiej strony, nawet lekarze przyznają, że czasami po prostu wygodniej jest leczyć na skróty. - Lekarz po prostu nie chce żeby mu pacjent za kilka dni pukał ponownie i w ten sposób uważa, ze dojdzie do szybszego wyleczenia - twierdzi dr Joanna Rogowska, także lekarz rodzinny.
Resort zdrowia walczy z tym problemem już od sześciu lat, w ramach narodowego programu ochrony antybiotyków. - Dwutorowe działania: na początku uświadamiamy samych lekarzy, głównie lekarzy rodzinnych, którzy tych antybiotyków najwięcej przepisują, po drugie pacjentów - mówi Piotr Olechno z Ministerstwa Zdrowia.
Bakterie się uczą
Na razie z tym uświadamianiem nie jest najlepiej - spożycie antybiotyków rośnie. Rośnie też liczba odpornych na nie bakterii. Jak mówi prof. Alicja Budak z Zakładu Mikrobiologii Farmaceutycznej UJ w Krakowie "wiele szczepów w obrębie drobnoustrojów jest uodpornionych, natomiast nie mamy nowych propozycji".
Dlatego właśnie, że nie ma dla antybiotyków alternatywy - trzeba stosować je oszczędnie.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN