Przez kilka godzin, przy temperaturze -18 stopni, w ciasnych klatkach czekają na kogoś, kto zechce kupić je na świąteczny prezent. Szczeniaki, którymi handluje się na targowisku w Ełku, mają iście pieskie życie. Obrońcy zwierząt rozkładają jednak bezradnie ręce, bo przepisów określających warunki, w jakich mogą być sprzedawane zwierzęta po prostu nie ma.
Filmy, na których widać przemarznięte do szpiku kości szczeniaki sprzedawane na targowisku w Ełku, dostaliśmy na platformę Kontakt TVN24 od pana Grzegorza.
"Zwierzęta na targowisku przebywają w klatkach bez izolacji termicznej od ok. godz. 8 do ok. 13 przy temperaturze ok. -18 stopni Celsjusza" - alarmuje nasz internauta. Dzwonił na Telefon zaufania opieki nad zwierzętami. Postanowił zrobić jednak więcej. Na próżno.
Sprzedawcy nie reagowali na prośby o osłonięciu zwierząt mówiąc, że "wszystkim jest zimno". Z kolei straż miejska odmawiała interwencji tłumacząc, że "nie ma żadnych przepisów określających warunki, w jakich mają być sprzedawane zwierzęta". "Powiedzieli żebym zamknął drzwi (od samochodu), bo... zimno leci" - relacjonuje pan Grzegorz w swoim mailu.
Wolna amerykanka
O to, czy faktycznie nie ma przepisów, które określałyby w jakich warunkach można handlować zwierzętami zapytaliśmy Zbigniewa Grudę ze Straży dla Zwierząt. - Ustawa nie wskazuje, w jakich warunkach zwierzak ma przebywać, a w jakich ma nie przebywać. To jest właśnie ten nonsens - przyznaje.
I jak zaznacza, Straż Miejska czy policja może interweniować dopiero, gdy dochodzi do znęcania się nad zwierzętami. - A dla funkcjonariuszy, jeżeli nie ma jakichś ran na ciele zwierząt, to nie ma żadnych przejawów okrucieństwa. Ewentualnie można poprosić lekarza weterynarii, by w jakiś sposób to skontrolował - dodaje.
Gruda nie ma jednak wątpliwości, że na takim mrozie przez tyle czasu zwierząt trzymać się nie powinno. - Taki pies może dostać zapalenia płuc i po kilku dniach, nawet po tym, jak trafi do czyjegoś domu po prostu zejdzie - tłumaczy.
Kiepski prezent
Jak podkreśla Gruda, problem jest szerszy. - Handlarze specjalnie rozmnażają te zwierzęta, by je sprzedawać. Jeżeli ich nie sprzedadzą, to wyrzucą je do lasu. Najgorsze, że ludzie kupują te psy, bo gdyby nie było popytu, nie byłoby podaży - mówi.
Zjawisko nasila się przed świętami, kiedy rodzice masowo kupują swoim pociechom szczeniaki pod choinkę. - A potem po kilku miesiącach, kiedy zwierzak się dziecku znudzi trafi do lasu. To jest nagminne i przerażające - konkluduje Gruda.
Źródło: Kontakt TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt TVN24, internauta Andrzej