Książki są ponoć siedliskiem kurzu, a czytanie psuje oczy. A jednak… Uwielbiam nie tylko czytać, ale po prostu patrzeć na rzędy okładek, przesuwać po nich ręką, wyszukiwać interesujące tytuły i autorów, czuć zapach świeżego druku. To zapach obietnicy, który zabieram z księgarni do domu.
Potem, już trochę udomowione i pogrupowane tematycznie, piętrzą się na półkach ustawione pionowo, poziomo, obok siebie, za sobą, ale tak, by mimo ścisku było widać każdy tytuł, by żaden się nie zagubił. Inne drzemią otwarte koło łóżka, fotela, krzesła, w plecaku – czytam je kilka naraz, przy każdej okazji w domu i podróży, w kolejce w banku i w poczekalni u lekarza. Czytam także wtedy, gdy na moim ramieniu zasypia córka.
Jest wieczór, Powiśle, mała księgarnia - na półkach książki, na stolikach herbata i ciastka. Spokój, cisza, przygaszone rozmowy. Trochę przeszkadza dym papierosów. To jedna z moich ulubionych księgarń. Nikt nie pogania, są dobre książki i miejsce, by na chwilę przysiąść. Pierwsza przepustka po narodzeniu córki. Ale trzeba już wracać, mała czeka na kąpiel. Kiedyś będziemy jej czytać. Zaczniemy pewnie od pokazywania obrazków. A potem, kto wie, ani się obejrzymy, jak zacznie przychodzić tu sama…