Jeszcze kilka miesięcy temu sugerował, że nasza telewizja związana jest ze służbami specjalnymi. Z dziennikarzami tu pracującymi rozmawiać nie chciał. Bo jego zdaniem manipulujemy, kłamiemy, przeinaczamy, zajmujemy się tym, co nieistotne, groteskowe, błahe. Wielokrotnie, gdy do niego dzwoniliśmy, najpierw grzecznie dopytywał: przepraszam, z jakiej stacji?, a gdy słyszał: TVN lub TVN24, odkładał słuchawkę.
W poniedziałek nielubiana przez niego telewizja wyemitowała reportaż, w którym dowodziła, że kilka lat temu, w czasach rządów koalicji SLD-PSL, tak zmieniono kontrakt na dostawę gazu do Polski, że część pieniędzy trafiała do kasy mafii. Nie wiadomo jakim cudem, Macierewicz ten reportaż obejrzał (trudno przypuszczać, że miał zwyczaj oglądać kłamców, manipulatorów etc.). Co więcej musiał uznać go za wiarygodny i rzetelny, bo już we wtorek, niczym sformatowany dysk twardy, grzmiał o nieprawidłowościach i zagrożeniu bezpieczeństwa energetycznego kraju. Kilkakrotnie powołał się na materiał „Superwizjera”. Ba, w pozytywnym kontekście wymienił nazwiska dziennikarzy, którzy go przygotowali. Nie przeszkadzało mu, że pracują w holdingu, który wielokrotnie obrzucał błotem. Nie pierwszy raz postawa Antoniego Macierewicza daje do myślenia i powoduje, że cisną się na usta pytania. Czy jego słowa, które padły podczas konferencji, nie byłyby bardziej wiarygodne, gdyby wcześniej nie było bezdowodowego - w większości przypadków - polowania na czarownice? Czy Antoni Macierewicz wytłumaczy swoim wielbicielom, dlaczego teraz TVN i TVN24 są już wiarygodne?