Musiałam na chwilę zostawić komisję. I zająć się innym projektem, który z powodu komisji bardzo ucierpiał. Ale wracam, żeby dokończyć relacje z przesłuchania Mirosława Drzewieckiego. Na koniec zostawiłam dwa wątki, dla byłego ministra sportu – moim zdaniem - najtrudniejsze.
RYSZARD SOBIESIAK
Zaczął o nim mówić po koniec tzw. swobodnej wypowiedzi. I mówił tak:
Znam Pana Sobiesiaka od ponad 10 lat. Zna go zresztą wielu polityków, z różnych opcji politycznych, ale nie mnie oceniać, kto i jak blisko. Na marginesie, Ryszard Sobiesiak to były piłkarz grający przez lata w Polsce i za granicą. Nasza znajomość, sądząc po stenogramach, mogła sprawiać wrażenie dużej zażyłości. W praktyce sprowadzała się jednak do spotkań na turniejach golfowych i innych imprezach sportowych. Nie bywałem u niego w domu, ani w jego pensjonacie. Nie rozmawialiśmy na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem. Nie pomagałem mu w sprawach związanych z jego działalnością gospodarczą.
Gdyby ktoś już w tym momencie chciał zapytać na przykład o pomysł Sobiesiaka na interes gondolowy, niech zaczeka. Bo minister dodaje:
Jako Minister Sportu miałem wielokrotnie kontakt z byłymi sportowcami. Pomagałem im w wielu sprawach, bardzo często kontaktowałem z różnymi osobami, do których chcieli dotrzeć. Powiem więcej, od lat mój telefon komórkowy jest znany w Łodzi. Wielu wyborców dzwoni do mnie z różnymi prośbami. Staram się pomóc tak często jak to jest możliwe.
Zabrzmiało bardziej wiarygodnie, bo chwilę później minister Drzewiecki zeznał, że Ryszard Sobiesiak mówił mu o pomyśle na kolejkę gondolową na Wiśle. Powiedział, że to nie była jego kompetencja i dlatego skierował go w tej sprawie do magistratu. Że odpowiedzialnym był wiceprezydent Wojciechowicz i że być może skierował go właśnie do niego. Radio Zet ustaliło, że Mirosław Drzewiecki dzwonił w sprawie Sobiesiaka do Wojciechowicza. Co potwierdził rzecznik warszawskiego magistratu. Tego Drzewiecki nie pamiętał. Pamiętał za to, że nie pomagał Sobiesiakowi ani w sprawie Czorsztyna ani Zieleńca.
WRACAJĄC Z GOLFA…
Dopiero odpowiadając na pytania przypomniał sobie to, o czym nie wspomniał wcześniej. On nie bywał u Ryszarda Sobiesiaka w domu. Ale Ryszard Sobiesiak bywał u niego: wracając z golfa albo jadąc na golfa, przejeżdżając przez Łódź. Mirosław Drzewiecki zeznał, że takich wizyt było kilka i wyjaśnił, że kiedy został ministrem miał mało wolnego czasu. W soboty zwykle otwierał „Orliki”, dlatego w niedziele - gdy ktoś ze znajomych chciał się z nim spotkać - zapraszał do domu.
Odpowiadając na pytania Mirosław Drzewiecki zeznał, że Ryszard Sobiesiak był u niego w ministerstwie dwa, może trzy razy. Umawiał się jak każdy inny petent. Spotkania dotyczyły konfliktu w Polskim Związku Golfa. Tak jak w ministerstwie, tak w każdym innym miejscu, jak również przez telefon, mieli rozmawiać głównie o golfie. Na pewno nie o ustawie hazardowej.
Na pytanie Mirosława Sekuły: ile razy Ryszard Sobiesiak kontaktował się z nim w sprawie ustawy, tudzież rozporządzeń? Minister Drzewiecki coś sobie jednak zaczął przypominać: Niewątpliwie mogło się zdarzyć, że gdzieś mógł psioczyć i narzekać, że nie jest dobrze. Ale to nie jest moja kompetencja, dlatego nie odnoszę się do tego. To prawo obywatela. To jest normalne, w każdym państwie grupy zawodowe mogą mieć swoją opinię.
Oczywiście, że mają. Mają też prawo ją przekazywać tym, którzy pracują nad ustawami. Tyle tylko, że w formie pisemnej. Drogą przewidzianą ustawowo, a nie między jedną a drugą refleksją o golfie. Minister zaprzecza, jakoby cokolwiek z tym „psioczeniem” Sobiesiaka robił. Powtarza, że rezygnacja z dopłat była urzędniczym błędem. Technicznym. Bez związku z treścią podsłuchanych przez CBA rozmów. O tych rozmowach za chwilę.
PRACA DLA MAGDALENY SOBIESIAK
Mirosław Drzewiecki przyznał przed komisją, że jednak nie zawsze tylko o golfie z Ryszardem Sobiesiakiem rozmawiał. Potwierdził, że Sobiesiak prosił go o pomoc w znalezieniu pracy dla jego córki: Dał mi jej życiorys, z którego wynikało, że jest osobą bardzo kompetentną i świetnie wykształconą. Przekazałem go Dyrektorowi mojego Gabinetu Politycznego, Panu Marcinowi Rosołowi. Ani przez moment nie zakładałem, aby Pani Sobiesiak mogła pracować w jakiejkolwiek instytucji podległej mi, bądź powiązanej z kierowanym przeze mnie resortem. Nie wpływałem ani na sposób ani na miejsce zatrudnienia Pani Magdaleny Sobiesiak. Po przekazaniu jej życiorysu Panu Rosołowi nie zajmowałem się sprawą.
Tymczasem w drugiej analizie CBA przesłanej Premierowi już we wrześniu 2009 czytamy m.in. że Mirosław Drzewiecki konsekwentnie zapewniał Ryszarda Sobiesiaka, że pamięta i pilotuje sprawę jego córki i jest przekonany, że wszystko pójdzie po ich myśli. Z analizy nie wynika jednak, kiedy te słowa padły. Opis pojawia się w momencie, kiedy jest mowa o tym, że Magdalena Sobiesiak wycofała się walki o miejsce w zarządzie Totalizatora Sportowego. Że to zastanawiające. Drzewiecki pytany, czy wie, dlaczego się wycofała, odpowiedział: W momencie, kiedy pan Rosół mnie poinformował, że pani Sobiesiakowa złożyła aplikację w konkursie do Totalizatora, to moja odpowiedź była taka, że to jest głupi pomysł. Minister uważał, że nie powinien załatwiać pracy córce znajomego w miejscu, gdzie jego ministerstwo ma swojego przedstawiciela. A w zarządzie Totalizatora Sportowego miało.
O spotkaniu w Pędzącym Króliku nie wiedział: Nie wiedziałem, że to spotkanie odbywa się tego dnia i w tym miejscu. Przyznał jednak, że wiedział, iż Rosół po tym, jak powiedział mu, że córka Sobiesiaka nie powinna aplikować do Totalizatora, będzie się z nią kontaktował, aby to przekazać. Pytanie, kiedy to nastąpiło? 17 albo 18 sierpnia mówiłem, że Magdalena Sobiesiak nie powinna startować do Totalizatora Sportowego (…) Wprost tego nie powiedziałem, ale było jasne, o co mi chodziło. Uznałem, że zrozumiał. Drzewiecki wspomniał jeszcze o donosach Marka Przybyłowicza, o których miał mu mówić Marcin Rosół. Sam Rosół wspominał o tym dziennikarzom „Dziennika”, ale dopiero przy drugim podejściu: „Dziennik Gazeta Prawna” (08.10.2009): Czy Rosół rozmawiał o tej sytuacji z Mirosławem Drzewieckim? Czy to minister kazał mu wycofać Sobiesiakównę? Rosół podaje nam dwie wersje. Sprzeczne: kiedy rozmawialiśmy z nim 4 października twierdził, że rozmawiał z Drzewieckim o posadzie dla córki biznesmena w Totalizatorze. A potem - około 23 sierpnia - o wycofaniu jej z konkursu. Minister miał powiedzieć: "Jakbyś mógł to ją wycofaj jakoś". To ważne, bo Drzewiecki był właśnie po rozmowie z Donaldem Tuskiem, który pytał go o ustawę hazardową. Wczoraj Rosół przedstawił inną wersję: "Drzewiecki kazał mi ją wycofać około 17 sierpnia. Wcześniej w ogóle nie wiedział, że córka Sobiesiaka startuje. Forsowałem ją na własną rękę. Nie chciałem w nic wrabiać Drzewieckiego".
18 sierpnia Premier zapytał Mirosława Drzewieckiego o ustawę hazardową po raz pierwszy. Pytany przez posła Arłukowicza, czy mówił o tym Marcinowi Rosołowi, odpowiedział: Mogłem go pytać, czy zrezygnowaliśmy z dopłat. I z tego, co pamiętam odpowiedź była taka, że nie ma wiedzy. Kolejne pytanie: czy Marcin Rosół wiedział, że jedzie Pan do Premiera? I kolejna odpowiedź: Wszyscy wiedzieli, że jadę do Premiera. Rosół też. Ci wszyscy to urzędnicy resortu sportu, z którymi minister spotkał się w sprawie dopłat 19 sierpnia rano. Minister zeznał, że nie wiedział, iż Marcin Rosół już następnego dnia dzwonił do wiceministra skarbu Adama Leszkiewicza, żeby wycofać Magdalenę Sobiesiak.
Poseł Wassermann pytał jeszcze, czy były minister sportu protegował Magdalenę Sobiesiak u Adama Leszkiewicza. Minister zaprzeczył, by kiedykolwiek rozmawiał z Leszkiewiczem na temat Magdaleny Sobiesiak. Wassermann dopytywał, czy wie, że w wiadomości e-mail przesłanej Leszkiewiczowi 26 czerwca 2009 była informacja, że Magdalena Sobiesiak jest protegowaną Drzewieckiego. Minister odpowiedział, że nie wiedział.
STENOGRAMY
Posłowie pytali o stenogramy, ale nie usłyszeli wiele. Mirosław Drzewiecki, jak Zbigniew Chlebowski, w większości nie miał pojęcia, o czy Jan Kosek i Ryszard Sobiesiak rozmawiali. Zgadzam się z Wojtkiem Czuchnowskim, który kilka dni temu pisał, że komisja raczej nie będzie w stanie udowodnić ani Chlebowskiemu ani Drzewieckiemu, że za podsłuchanymi pogadankami poszły jakieś czyny. Są poszlaki. Jest mur niepamięci. Do którego świadkowie mają prawo. A jeśli jeszcze Ryszard Sobiesiak zezna, że opowiadał bajki Janowi Koskowi, żeby mu na przykład zaimponować albo go uspokoić (że sprawa dopłat jest już załatwiona) i robił to kosztem niczego nieświadomych polityków, to sprawa będzie zamknięta.
Z analiz CBA (dostępnych na stronach komisji) wybrałam te fragmenty, w których pojawia się Mirosław Drzewiecki:
20 lipca 2008 (Sobiesiak dzwoni do Chlebowskiego)
Z.CH. – Prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek
R.S. – No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś myślisz?
Z.CH. – W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez telefon (…)
R.S. – (…) Mirek ma mnie umówić tam we Warszawie z kimś.
Chwilę później:
R.S. – (…) ja do Mirka będę jeszcze dzisiaj dzwonił. Na domowy do niego zadzwonię i jutro rano mu przypomnę. Niech on się wychyli wreszcie, bo ja zrozumiałem, że on też rozmawiał tam…
W analizie CBA czytamy, że Sobiesiak cały czas kontaktuje się z Drzewieckim i umawia na nieoficjalne spotkania (hotel, turniej golfowy). Sobiesiak pyta Drzewieckiego, czy ten popatrzył tam w jego sprawie.
Mirosław Drzewiecki komentuje, że nie wie, o jaką wojnę mogło chodzić. A umawiać się mogli na spotkania w sprawie konfliktu w Polskim Związku Golfa.
Sierpień – wrzesień 2008
Sobiesiak kontaktuje się z Chlebowskim i Drzewieckim. Prosi o pamiętanie o jego sprawach i umawia się na spotkania.
14 września 2008
Sobiesiak prosi Drzewieckiego o spotkanie, bo chce pogadać na dwa słowa. Rozmówca nie widzi problemu.
10 marca 2009 (Sobiesiak dzwoni do Drzewieckiego)
Wcześniej Sobiesiak rozmawiał z Chlebowskim, który mówił, że już nie ma siły, że blokuje dopłaty od roku. Z Drzewieckim (jak wynika z analizy CBA) rozmawia także o rozporządzeniu ministra finansów: ten idiota podpisał rozporządzenie, które kładzie hazard na łopatki. Przekonuje, że nikt nie będzie płacił podatku 180 euro od automatu, jeśli na ten podatek nie zarobi. To jest w was strzał.
Mirosław Drzewiecki zeznał wcześniej, że ani o ustawie ani o rozporządzeniu z Sobiesiakiem nie rozmawiał. Stenogram skomentował krótko: to jest zdanie Sobiesiaka, żałuję, że nie ma odpowiedzi. Wielu ludzi różnie ocenia emocjonalnie zdarzenia (…) Bardzo wielu ludzi się do nas zwraca – na przykład lekarze, żebyśmy zwiększyli składkę zdrowotną, bo oni by lepiej zarabiali…
Tego samego dnia Sobiesiak rozmawia z Koskiem. O tym, jak skompromitować Jacka Kapicę (pomijam, że wyzywają go od najgorszych). Sobiesiak mówi, że rozmawiał ze Zbyszkiem i Mirkiem i umówił się z nimi. Jego zdaniem, Mirek spotyka się za chwilę z Grześkiem, dogadają się.
Na koniec rozmowy Sobiesiak stwierdza: Albo oni ze mną w ch… grają, albo nie wiem, bo przecież kiedyś żeśmy się na coś umówili…
Mirosław Drzewiecki zeznał, że Ryszard Sobiesiak nigdy z nim o Jacku Kapicy nie rozmawiał. I że nie wiedział nic o jakimkolwiek planie skompromitowania go.
5 maja 2009 (Sykucki dzwoni do Sobiesiaka)
Sykucki informuje, że według nowej ustawy dopłaty wchodzą od 2010. Na co Sobiesiak: przecież te ch… mówili, że jest odłożona…
17 maja 2009
CBA pisze, że Sobiesiak był u Drzewieckiego w domu. W Łodzi. Po spotkaniu dzwoni do Koska i mówi: trzeba przygotować plan i przekazać go człowiekowi Mirka, który to poprowadzi.
Mirosław Drzewiecki zeznał, że spotkanie się odbyło, ale: to, co Sobiesiak mówi Koskowi kompletnie mnie zaskakuje. Nigdy nie zwracał się do mnie w tej sprawie.
22 maja 2009
Sobiesiak rozmawia z Koskiem. Sobiesiak cytuje wypowiedź Kapicy, że wycofanie dopłat może nastąpić po jego rozmowie z ministrem Drzewieckim. I dodaje: To już nie ma o czym rozmawiać… panie prezesie – załatwione!
CBA sugeruje (wnioskując z innych rozmów), że Sobiesiak ma się spotkać z Drzewieckim 25 sierpnia 2009.
Drzewiecki zaprzecza, jakoby się spotkał z Sobiesiakiem 25 sierpnia. Jak zeznał, nie spotkał się z nim także 24 sierpnia.
30 sierpnia 2009
Sobiesiak dzwoni do domu Drzewieckiego. Odbiera żona – Nina. CBA podkreśla, że Sobiesiak zwraca się do niej „Ninko”. Drzewieckiego nie ma. Sobiesiak mówi, że będzie go łapał na komórkę. Nie odnotowano rozmowy. CBA sugeruje, że kontaktują się w inny sposób.
Na pytanie, jak to jest, że Mirosław Drzewiecki zna Sobiesiaka incydentalnie, a on zwraca się do jego żony „Ninko” ten odpowiada, że to bardzo ładny zwrot.
Padały też pytania o to, czego w tych analizach nie ma, a co ma komisja, czyli np. o koniec sierpnia 2008, kiedy Mirosław Drzewiecki miał się tłumaczyć Sobiesiakowi z pisma, którym potwierdził, że jednak chce dopłat. Miał tłumaczyć, że nie wiedział, co podpisuje. Minister odpowiada tak: Ja czytałem, że Sobiesiak opowiadał Koskowi o swoich wrażeniach. To nie dotyczy faktów. Nie będę się wypowiadał. Pytany o pretensje Sobiesiaka, które w stenogramach się pojawiają, odpowiada: to nie były takie relacje, żeby mógł mi mówić, że ma pretensje.
Też żałuję, że w stenogramach zabrakło odpowiedzi Mirosława Drzewieckiego. Zapewne, gdyby było w nich coś, co kompromituje polityka, takie cytaty przeczytalibyśmy razem z całą, jawną już resztą. Mariusz Kamiński tłumaczył przed komisją, że nie wszystkie stenogramy były wtedy (z chwilą przesyłania analiz do Premiera, bo to te analizy mamy) gotowe. Ale… skoro CBA mogło pewne sytuacje przedstawiać opisowo, to chyba jednak miało wiedzę o tym, co jest w stenogramach?
Z drugiej strony, trudno mi uwierzyć w to, że przez ponad rok dwóch dorosłych mężczyzn układało wirtualny plan ratowania swojego biznesu, powołując się na obietnice oraz działania polityków dla samego powoływania się. Jestem bardzo ciekawa, co przed komisją powie Ryszard Sobiesiak… Jak będzie tłumaczył stenogramy.
SPOTKANIE 22 WRZEŚNIA 2009
Mirosław Drzewiecki tłumaczył się też z ostatniego spotkania z Ryszardem Sobiesiakiem. Odniósł się tym samym do artykułu "Rzeczpospolitej" z 19 listopada 2009 roku, w którym - jak mówił - nazwano go "kłamcą", bo podczas konferencji 3 października 2009 r. podał inną niż faktyczna datę ich ostatniego spotkania:
Prawdą jest, że ostatni raz widziałem go 22 września 2009 w hotelu Radisson. I prawdą jest również to, że podczas konferencji prasowej, próbując błyskawicznie przypomnieć sobie daty spotkań, jako punkt odniesienia przyjąłem datę 30 czerwca 2009 roku. Czyli dzień wysłania do ministra Kapicy pisma, o które przede wszystkim pytali mnie dziennikarze, i na którym głównie koncentrowała się ich uwaga. Spotkanie, które miało miejsce 22 września, było zaplanowane tydzień wcześniej. Pan Sobiesiak nie miał w nim uczestniczyć. Uczestników było czterech. A Pan Sobiesiak dołączył dosłownie na kilka minut, zaproszony w trakcie tego spotkania, przez jednego z nich. Nie przeze mnie, jak skłamał kolejny raz Pan Kamiński. I to nie ów uczestnik spotkania dzwonił do Pana Sobiesiaka, żądając jego natychmiastowego przyjazdu, to Pan Sobiesiak telefonował do niego. Oświadczam, że mam czterech świadków na okoliczność tego, że do spotkania doszło przypadkowo, nie z mojej inicjatywy. Cała tajemnica polegała na tym, że znajomy, zapraszający Pana Sobiesiaka do dołączenia do nas, był sponsorem turnieju golfowego, mającego sie odbyć bodajże następnego dnia. Miał nadzieję, że wspólnie namówią mnie do udziału w nim, sądząc, że obecność ministra podniesie rangę zawodów.
ORLIK W GDOWIE
Koniec 2008 roku. I Orlik w Gdowie. W tych okolicznościach – jak zeznał Mirosław Drzewiecki – poznał Ryszarda Sobiesiaka z Marcinem Rosołem. Przekonywał komisję, że on Sobiesiaka tam nie zapraszał. I że na otwarcie kolejnych Orlików przychodziły setki niezaproszonych ludzi. Siebiesiak jako były piłkarz był bardzo ciekawy, jak te orliki wyglądają – tak mówił Drzewiecki.
Nocowali w jednym hotelu. Poseł Wassermann dopytywał, o czym rozmawiali przy kolacji i czy o gondolach. Drzewiecki odpowiedział, że nie. Nie to spotkanie, nie te daty. Na co Wassermann, że są inne zeznania w tej sprawie. Zapewne mówił o zeznaniach w prokuraturze, na których pracuje już komisja.
MARCIN ROSÓŁ
Zgodnie z tym, co zeznał Mirosław Drzewiecki, Marcin Rosół jest świetnym fachowcem, specjalistą od zarządzania, który była prawdziwym skarbem dla resortu. Zwłaszcza w kontekście Orlików, które potrzebowały energii. Tak swojego najbliższego współpracownika zachwalał były minister sportu.
Nie wiedział, że Marcin Rosół chciał pomóc Magdalenie Sobiesiak dostać się do Totalizatora Sportowego ani że słał w tej sprawie maile oraz dzwonił do wiceministra skarbu. Nie wiedział o jego zaangażowaniu przy sprawie Zieleńca. Nie wiedział, że pomagał Sobiesiakowi. Nie wiedział też, że Marcin Rosół – jak twierdził Zbigniew Wassermann - przebywał w Zieleńcu (od 30 stycznia do 1 lutego) na koszt syna Ryszarda Sobiesiaka. Nie wiedział o spotkaniu z Magdaleną Sobiesiak w „Pędzącym Króliku”.
Poseł Arłukowicz w pewnym momencie zapytał: Czy pan wyklucza taką możliwość, że Marcin Rosół nawiązał głębszą relację z Sobiesiakiem, bez pana wiedzy? Minister Drzewiecki powiedział wtedy, że pracuje od rana do późnego wieczora. I że na życie prywatne zostaje mu mało czasu. I że oceniać tego nie chce. Jakby chciał powiedzieć, że nie o wszystkim musiał wiedzieć, bo był tak bardzo zajęty.