Jak w tytule. Trochę przykro - naprawdę. W niedzielę rano jechałem przez okolice Warszawy i w każdej mijanej wiosce i miasteczku wszędzie to samo - flagi, transparenty, głosy otuchy. Tylu flag to ja jeszcze nie widziałem nigdy - po prostu spełniało się to marzenie o Polakach, którzy połączeni, razem oddają się patriotycznym uniesieniom. To w niedzielę rano.
W niedzielę wieczorem (około ósmej) kupowałem piwo w sklepie osiedlowym. Nerwowa kolejka do kasy, każdy patrzy na zegarek ale nikt nie krzyczy. Wręcz przeciwnie. Pani kasjerka, odprawiając kolejne czteropaki życzy klientom miłego oglądania i zwycięstwa, klienci współczują kasjerce, że szychtę kończy dopiero o dziewiątej. To w niedzielę wieczorem.
A w poniedziałek rano? A rano, gdy o świcie po ciężko przespanej nocy poszedłem po pieczywo, wszystko prysnęło jako sen złoty. Mam nadzieję, że tylko do czwartku. Bo na razie trochę przykro - co tu kryć.
PS. - A dlaczego Pan, panie Mazur, tak rzadko teraz pisze?
- Bo ja przez tę "Publiczną TV" zarobiony jestem. Dawniej co pomyślałem to skomentowałem w formie pisemnej, a teraz co pomyślę to piszę tekst na niedzielę. Ale może będę tu robił jakieś takie czytania przedpremierowe?