Zawsze chciałem poznać Amerykę od kuchni. Właśnie nie tę świecącą neonami Vegas, strzelającą w niebo Manhattanem i pławiącą się na Hawajach, ale tę prawdziwą, gdzieś między saloonem Teksasu, polami Oklahomy i skałami w Arizonie. No to ją mam. I na tym poezja w tym opisie się kończy.
Jeżeli ktoś z Państwa myśli, że Hollywood kłamie, to się myli. No, nie zawsze pokazuje prawdę, ale akurat amerykańska prowincja jest dokładnie taka, jak w filmach.
Obrazek pierwszy. Tekas, zagubiona stacja benzynowa. Interesu dogląda dziadek - ale czego tu doglądać, skoro klient trafia się raz na kilka godzin? - Kiedyś, Panie, to były czasy - opowiada dziadek i pokazuje na tył stacji. Tam rząd kilku przedpotopowych (jak dawniej na CPN) dystrybutorów a przy nich zatrzymane auta. Zatrzymane tak około roku 1975 - sądząc po modelach, rdzy i stopniu wrośnięcia w ziemię. Między rozpadającymi się krążownikami szos spaceruje pies. Niewiele młodszy od dziadka. Dziadek narzeka, że wybudowali niedaleko autostradę i pies z kulawą nogą (ale nie ten) już tu nie zagląda. Kiedy wybudowali? - pytam. - No, pod koniec lat siedemdziesiątych - rzecze dziadek. Czyli od tego czasu stacja jest na sprzedaż - no ale nikt jej nie kupi, bo na co komu taki interes na odludziu? A zostawić w diabły żal. Więc dziadek czeka na tych trzech klientów dziennie - zawsze tych samych farmerów w kapeluszach zajeżdżających pick-upami - i przechadza się między rdzewiejącymi krążownikami, naprawiając swojego wiecznie zepsutego Dodga. Krok w krok za nim podąża pies, między gratami wije się wąż a z góry spokojnie ogląda to jakiś ptasior. Może sęp? Słucham dziadka, rozglądam się po upadającej stacji i mam wrażenie, że już to gdzieś widziałem. Przypadkiem nie w kinie? Obrazki dalsze już wkrótce. Ten opisany wyżej do obejrzenia w naturze 5-7 mil na zachód od Shamrock w północnym Teksasie, przy starej Route 66 - a w telewizji już niedługo w Faktach.