Decyzja o zaatakowaniu Iraku przez Stany Zjednoczone była konsekwencją zamachów terrorystycznych na Nowy Jork i Waszyngton 11 września 2001 oraz szybkiego obalenia reżimu talibów w Afganistanie. Do ataku jako pretekstu wykorzystano pogłoski o związkach Saddama Husajna, prezydenta Iraku, z Al-Kaidą oraz graniczące z pewnością przypuszczenia zachodnich służb wywiadowczych o posiadaniu przez Bagdad broni masowego rażenia. Ekipa George’a Busha przygotowywała się do inwazji na Irak wiele miesięcy, konstruując koalicję państw gotowych poprzeć, także czynnie, mimo sprzeciwu Francji i Niemiec oraz Rosji i Chin amerykański atak na Saddama. W gronie krajów instynktownie popierających politykę Ameryki znalazła się Polska, która dopiero w tym roku, jesienią 2008 r. chce zakończyć wojskową obecność w Iraku.
Podłoże polityczno-strategiczne do „wyprawy na Bagdad” i obalenia Husajna zapewniała przyjęta po atakach 11 września doktryna wojny prewencyjnej. W zgodnej opinii elit politycznych Stanów Zjednoczonych, walka z terroryzmem nie powinna ograniczać się do reagowania na kolejne ataki przeciwko interesom amerykańskim, ale musi zakładać precyzyjne uderzenia wyprzedzające przeciwko grupom i państwom, podejrzewanym o terroryzm. Amerykanów autentycznie zatrważa, czego nie rozumieją często Europejczycy, wizja użycia przez terrorystów broni masowej zagłady. Niezależnie od barwy politycznej kolejnych administracji amerykańskich, zapobieganie, także przy użyciu siły zbrojnej, przedostaniu się w niepowołane ręce broni nuklearnej, chemicznej czy biologicznej. W politycznym Waszyngtonie panuje całkowita zgoda, że Ameryka musi być zdeterminowana do uderzenia na kraje i organizacje, produkujące i rozprowadzające broń masowej zagłady.
Atak na Irak był też kulminacją amerykańskiej niechęci wobec tak zwanego multilateralizmu, czyli wielostronnej dyplomacji. George Bush i jego ludzie wytykali zwłaszcza Narodom Zjednoczonym nieskuteczność w walce z zagrożeniami globalnymi na miarę 21 wieku, do których zaliczono właśnie terroryzm i rozprzestrzenianie broni masowego rażenia. Wieloletnie sankcje przeciwko Saddamowi nie przyniosły żadnego efektu – podkreślano w Waszyngtonie – a jedynym językiem, jaki rozumieją dyktatorzy wspierający terroryzm jest naga siła. Już pięć lat temu mówiło się głośno, zwłaszcza w publicystyce tak zwanych neo-konserwatystów, że atak na Husajna był elementem wielkiego przedsięwzięcia strategicznego, jakim było nowe uporządkowanie Bliskiego Wschodu przez jedyne supermocarstwo świata. Według wyznawców doktryny neo-konserwatywnej Irak miał stać się sztandarem demokracji „zachodniej” w sercu terytorium arabskiego i muzułmańskiego, autentycznym zaczynem rewolucji demokratycznej, która miała zreformować w sposób pokojowy lub nie, istniejące reżimy bliskowschodnie, w tym te proamerykańskie.
Irak miał się stać platformą reformy Bliskiego Wschodu i platformą eksportu wartości zachodnich na konserwatywny region. Osądzenie przywódców totalitarnego Iraku przez reprezentantów narodu irackiego miało dać nieskrywany sygnał dla sąsiadów, że czas dyktatur się kończy, nadchodzi czas reform i demokratyzacji. Militarna obecność w Iraku potężnego kontyngentu wojsk Stanów Zjednoczonych stanowić miała gwarancję nowej stabilizacji nowego porządku bliskowschodniego, który na kolejne dekady gwarantowałby regionowi bezpieczeństwo, demokratyzację oraz zabezpieczenie dostaw surowcowych dla reszty świata.
Bardzo niewiele założeń sprzed pięciu lat udało się zrealizować. Obalenie Husajna, jego osądzenie oraz desaddamizacja Iraku nie przyniosła krajowi demokracji. Irak, mimo istnienia fasadowych instytucji demokratycznych i obowiązywania prawa konstytucyjnego, pozostaje podzielony między zwaśnione grupy sunnitów i szyitów oraz Kurdów. W pewnych okresach po inwazji na Irak można wręcz mówić o wojnie domowej między sunnitami i szyitami. Uwikłanie wojsk amerykańskich w zwalczanie rebelii sunnickiej i zwalczanie terrorystycznych komórek Al-Kaidy doprowadziło do sytuacji, w której Ameryka nie jest w stanie eksportować stabilizacji i własnych wpływów na region Bliskiego Wschodu, a zdeklarowani wrogowie Ameryki – jak Iran – wręcz aktywnie wspierają walkę zbrojną z wojskami amerykańskimi. Klęską zakończyła się próba odbudowy gospodarczej Iraku, szyby i rurociągi naftowe przez długi czas były celem ataków grup zbrojnych, zaś do dzisiaj nie ma zgody w Iraku jak wpływy z handlu ropą naftową, głównym bogactwem kraju, mają być dzielone między Kurdów, sunnitów i szyitów. Dla samych Stanów Zjednoczonych koszty finansowe operacji irackiej są wręcz gigantyczne, szacowane nawet na 3 biliony dolarów. W połączeniu z niestabilnością finansowych instytucji Ameryki rosnące koszty wojny mogą wpędzić globalnego hegemona w potężne tarapaty ekonomiczne.
Niezwykle ciekawą prezentację zwycięzców interwencji w Iraku prezentuje w ubiegłorocznym wiosennym numerze prestiżowe amerykańskie pismo Foreign Policy – wymienia w nim 10 zwycięzców wojny. Nie ma wśród nich Stanów Zjednoczonych ani administracji Busha. Lista w zasadzie wciąż aktualna: Wygrani wojny to: 1. Iran – chaos iracki i obalenie wroga Iranu Saddama Husajna podniosło znaczenie regionalne Teheranu, ku niezadowoleniu Waszyngtonu; 2. Muktada Al Sadr – radykalny szyicki kleryk, który zbudował pokaźną siłę zbrojną wśród szyitów, a teraz jest narzędziem polityki irańskiej w Iraku; 3. Al- Kaida, która po klęsce w Afganistanie w 2001 r. i zabiciu przez Amerykanów szeregu przywódców grupy nadal elektryzuje sympatyków w świecie muzułmańskim wezwaniami do wyzwolenia Iraku; 4. Samuel Huntington – amerykański politolog, który w 1993 r. przewidział zderzenie cywilizacji Zachodu z islamem; 5. Chiny – które korzystają z zaangażowania Ameryki na Bliskim Wschodzie do gwałtownej rozbudowy własnej potęgi wojskowej i politycznej w Azji i na innych kontynentach (np. w Afryce); 6. Arabscy dyktatorzy – przetrwali „wstępną falę” demokratyzacji Bliskiego Wschodu i dzisiaj są Ameryce niezbędni do zwalczania ekstremizmu islamskiego; 7. Cena ropy – która nieprzerwanie rośnie ku zadowoleniu potęg naftowych, w tym Rosji; 8. ONZ – organizacja wraca do łask jako najważniejsza instytucja globalna do rozwiązywania konfliktów; 9. „Stara Europa” – Francja i Niemcy, które odmawiając zaangażowania w wojnę w 2003 r. mogą mówić Ameryce „a nie mówiliśmy”?;
10. Izrael – państwo żydowskie zyskało na obaleniu Saddama, który był potężnym wrogiem Izraela i patronem palestyńskiego terroryzmu. Izrael dostrzega także wzrost potęgi Iranu, być może potężniejszego od dawnego Iraku wroga państwa żydowskiego.