„Rosną w Polsce domy z czerwoniutkiej cegły – domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły. Handel zagraniczny rozwijają zduni – znają koniunktury z gawędzeń babuni”. To cytat z „Kołysanki stalinowskiej” Stanisława Staszewskiego („Tata Kazika 2”). Polecam. Zwłaszcza politykom partii rządzącej , który w walce z konfliktem interesów w gronie posłów zdecydowanie zapędzili się w kozi róg.
Jak wyjaśnia premier i jego minister do walki z korupcją, chodzi o to, aby posłowie mający do czynienia z daną branżą, nie uczestniczyli w pracach nad projektami prawa tę branżę regulującymi. Nad ustawą o ratownictwie górskim – to przykład z ostatnich dni – pracuje naczelnik jednej z grup GOPR, przy okazji poseł. Oczywisty konflikt interesów. Ustawę powinien pisać kolejarz. Albo krawiec, bo w razie czego złamaną na przełęczy nogę może zszyć na okrętkę. Chociaż nie – miałby konflikt interesów.
Rozumiem, że nad projektem ustawy budżetowej to już nikt nie będzie mógł pracować – bo w końcu dotyka ona wszystkich branż. Zapiszemy sto milionów na remonty dworców? A jeżeli w komisji będzie kolejarz? Na przykład senator Kogut z PiS? No nie, być nie może. Minister finansów też nie powinien w budżecie maczać rąk, bo w końcu jego ministerstwo też z budżetu żyje. Konflikt interesów.
Oczywiście, że są patologie – sprawa senatora Misiaka była tego przykładem. Tym razem, jak rzadko kiedy, mam jednak absolutną pewność, że cała nagonka antykonfliktowa jest podszeptem speców od propagandy. I że jest to podszept, który Platformę może bardzo drogo kosztować. Partia aspirująca do reprezentowania polskiej klasy średniej nie może sięgać po argumenty rodem z najtańszych tabloidów, według których świat jest prosty a rządzą nami zachłanne świnie. Bo tak jednak nie jest i każdy, komu bliski jest zdrowy rozsądek, o tym wie. Chciała partia zrobić wizerunkowy interes na konflikcie - a tu sama popadła w konflikt. Z logicznym myśleniem.