Ze snu wyrwał mnie telefon. „Mamy Euro!!!” - usłyszałem w słuchawce. Myślałem, że śnię. - „Organizujemy Mistrzostwa Europy, rozumiesz?” - rzuciła pytanie. No, rozumiem - odpowiedziałem, myśląc, że po przebudzeniu przeczytam, iż w 2012 roku na finał Euro pojadę do Włoch. Kiedy odłożyłem słuchawkę, posypały się SMS-y: „jest”, „super”, „mamy to”. Nadal niepewny, włączyłem telewizor. A tam, wszędzie czerwone paski: „Polska i Ukraina zorganizują Euro 2012”. Otrzeźwiałem. Na pewno nie śpię. Uwierzyć jednak nie mogę.
Nie wiem dlaczego wygraliśmy. Nie mamy ani jednego stadionu na miarę europejską (Poznaniowi i Kielcom najbliżej, ale jednak daleko). Drogi są w katastrofalnym stanie, autostrad u nas jak na lekarstwo. Linie kolejowe coraz lepsze, ale do standardu Deutsche Bahn czy TGV, to jednak lata świetlne. Burdy kibiców zdarzają się kilkanaście razy w roku. Wydaje się, że w ostatnich latach cała liga stała na korupcyjnym układzie. Ponad 60 osób aresztowanych piłkarzy, sędziów i działaczy (trener i piłkarz z Bielska-Białej w tym gorącym dniu trafili do aresztu). Wejście do ekstraklasy kupowało się przy zielonym stoliku zamiast na zielonej murawie. I tak mógłbym wymieniać jeszcze długo.
Ale to nieważne.
Mamy Euro i jest euforia. Pierwszy plus: na pewno zagra w nich Polska reprezentacja, co dotąd nie zdarzyło się w historii tych rozgrywek. To ważne, ale nie najważniejsze. Dla naszego kraju jest to ogromna szansa ekonomiczna i wizerunkowa. Poprzedni gospodarze Mistrzostw Europy - Portugalia - wydali na infrastrukturę 800 mln Euro. Zwróciło się to z nawiązką. Do Portugalii przyjechało ponad 600 tys. kibiców, którzy zostawili tyle, ile Portugalczycy zainwestowali. Powstało 36 tysięcy nowych etatów, na których ludzie wypracowali prawie 250 milionów euro. W Portugalii zostały piękne drogi, prowadzące na piękne stadiony. Już marzę, że w 2012 roku pomknę swoim nowym Porsche kabrio (kupię, bo odczujemy taki gigantyczny wzrost w portfelach) autostradą z Warszawy do Poznania. I, że zniosą płatne bramki, bo tyle dofinansowania z Unii dostaniemy, że haracz nie będzie konieczny. A potem wejdę na ponad 50 tysięczny stadion, który swoją infrastrukturą położy na łopatki San Siro, Camp Nou i Allianz Arena.
Na koniec tych marzeń mam wizję, że siedzę w samolocie lecącym do Kijowa na finał Euro 2012, gdzie zagrają Mazurka Dąbrowskiego, bo nasza drużyna pod wodzą Leo B. (daj mu Panie Boże zdrowie) zagra w finale Euro. I syn Maćka Szczęsnego będzie bronił jak natchniony, a Dawid Janczyk – piłkarz roku 2011, według „France Futbol”, strzeli dwie bramki. Bo wygramy tak niespodziewanie, jak to Euro.
Każdy może marzyć. Tomaszewski marzył, Listkiewicz marzył i nawet Kaczyński marzył o organizacji Euro 2012. Prawie wszyscy marzyliśmy i wymarzyliśmy. Spełniło się nierealne.
Sosnowski
PS. A teraz zjedźmy na ziemię. Tak decyzję UEFA podsumował na jednej ze stron internetowych fan Chelsea Londyn z Kentu. Otóż zastanawia się jak będzie przebiegać budowa obiektów sportowych w Polsce. "Przecież wszyscy pracownicy budowlani są u nas".