Historia jest ckliwa, przesłodzona i patetyczna - ale co ja poradzę, że prawdziwa? To tyle tytułem wstępu - żeby nie było, że nie uprzedzałem.
W piątek był 1 sierpnia - data symboliczna, zwłaszcza dla warszawiaka. Psia kość, musiał wypaść w piątek? Bo piątek to dla mnie dzień najcięższej pracy w tygodniu, kiedy obok normalnej działalności Faktowej muszę jeszcze przygotowywać program niedzielny. Tym razem poszło szybko, z pracy wyszedłem chwilę po ósmej. A tu jeszcze mamy wieczorne plany patriotyczne - taką tradycję o której pisałem rok temu. Podobnie jak wielu warszawiaków, jeździmy sobie z żoną wieczorem zapalać znicze Powstańcom. No ale tu już ósma. Zanim dotarłem do domu i zrzuciłem garnitur, dochodziła dziewiąta. Ruszamy - jak zwykle, na Wolę, na Cmentarz Powstańców Warszawy. O tej porze już pustawy. Kiosk zamknięty. Na szczęście niedaleko jest Real, czynny do 22, więc zaopatrzyliśmy się w nim w znicze. Zrobiła się dziesiąta. Na cmentarzu ciemno i tylko błyskają płomienie ze zniczy. Dochodzimy do pomnika Polegli Niepokonani, tam dołączamy kilka swoich lampek do setek stojących. Kurczę - w takich ciemnościach to nie znajdę mojego Ciapka - pomyślałem. Bo dwa lata temu znalazłem tam wśród kilkudziesięciu zbiorowych grobów kwaterę w której leży "Ciapek", lat szesnaście, żołnierz AK. A razem z nim "Kukułka" - lat szesnaście, żołnierz AK. Pewnie kumple z podwórka. I ponad 50 nieznanych. I tak nas kiedyś ten Ciapek z Kukułką ujęli, że postanowiliśmy im co roku zapalać znicze. Pewnie przez te pseudonimy i wiek. W zeszłym roku się udało. Ale teraz jak nic się nie uda, bo - jak już wspominałem - ciemno wokoło.
Trudno, co robić. Mamy jeszcze cztery znicze, zapalimy je na losowo wybranych kwaterach. Prawie losowo. Bo zapalamy tam, gdzie świeczek jest najmniej. Pierwsza, druga, trzecia. Został ostatni znicz. Idziemy. Spojrzałem w prawo, jest płyta a przed nią jeden rachityczny czerwony płomyk. Może tu? - pomyślałem. W tym momencie żona: "a może tu, gdzie ten czerwony?" No jasne, nie mamy wątpliwości, co za porozumienie myślowe. Daję żonie znicz, zapala, płomień oświetla tablicę, a tam kto? Oczywiście. Ciapek z Kukułką. Cholera, czekali na nas - jak nic, czekali na nas na tym pogrążonym w mroku cmentarzu. Bo dlaczego akurat u nich paliła się tylko jedna lampka, co? I dlaczego nam akurat też został tylko jeden znicz?