Dzień po zamordowaniu porwanego polskiego inżyniera w Pakistanie Telewizja Polska puszcza wieczorem rozrywkowe kino akcji, z torturowaniem porwanego polskiego inżyniera w tle. To się nazywa mieć wyczucie chwili.
W niedzielę wieczorem Dwójka puściła „Operację Samum”. To inspirowany prawdziwą historią film, w którym Marek Kondrat jako starzejący się agent rusza do Iraku aby ratować swojego syna – polskiego inżyniera. Inżyniera porywają i aresztują irackie tajne służby, aby torturami wymusić wszystko, co wie o pewnej izraelskiej agentce. Kondrat przyjeżdża, ratuje syna, a przy okazji wmanewrowany jest w większą operację wywiezienia Amerykanów z Iraku. Naprawdę niezłe kino. Tylko – do ciężkiej cholery – kto wymyślił, aby puszczać taki film akurat w dniu, gdy wszyscy mówią o bestialskim mordzie na polskim inżynierze?
Wiadomo, że program telewizyjny układa się wcześniej i wcześniej akurat zaplanowano, że w niedzielę TVP wyemituje „Operację Samum” i nikt nie mógł przewidzieć, że akurat torturowanie polskiego inżyniera nałoży się na śmierć innego inżyniera. Tyle, że przecież program telewizyjny w każdej chwili można zmienić. Ale tego nie zrobiono. Wyszło równie fajnie jak wtedy, gdy Jedynka puszczała „Twister” – film o huraganie – tuż po przejściu przez Polskę trąby powietrznej. Dlaczego telewizja tak robi? Ja wam, kochani, powiem. Powiem, bo wiem – bo pracowałem w TVP i widziałem ten charakterystyczny dla tej instytucji tak zwany (z góry przepraszam najmocniej, ale samo się ciśnie) dupochron. Dupochron polega na tym, że kto tylko może, unika podejmowania decyzji. Zwłaszcza takich burzących naturalny porządek. Mogę wam nawet powiedzieć, jak wyglądał stosowny dialog dyżurującej na Woronicza osoby odpowiedzialnej za antenę z osobą odpowiedzialną za emisję:
- Miał być dziś „Samum”? To będzie.
- Ale może jednak nie wypada? Może zadzwonimy do dyrektora, prezesa czy kogokolwiek i zapytamy o zdanie?
- Zwariował pan?! W niedzielę po południu mamy dyrektora denerwować? Nie gadajcie, tylko zasuwajcie do archiwum po taśmę. W razie czego mamy podkładkę – o, tu jest pismo z pieczątką, które zatwierdza dzisiejszy program. Taki nasz dupochron. Jutro, jak „Gazeta Wyborcza” czy „Dziennik” opiszą, że jesteśmy durnie, to wszystko trafi na łeb dyrektora.