Sensownie i konkretnie brzmiały słowa Baracka Obamy o nowym porządku światowym, jakie wygłaszał na licznych spotkaniach w Europie. I wizja ścisłej wspólnoty europejsko-amerykańskiej, i wizja Ameryki przewodzącej walce z kryzysem i zagrożeniami współczesności, jak choćby terroryzm atomowy. Dla nas wnioski płynące z maratonu prezydenta USA po Europie nie są złe – gospodarz Białego Domu choć nie jest skłonny szybko wciągać do zachodniego sojuszu Ukrainę i Gruzję, wydaje się być poważnie zainteresowany utrzymaniem ścisłych związków z Polską czy Czechami.
W dodatku jeśli zignorujemy na chwilę skrzyżowanie Mrożka z Fredrą i Gombrowiczem, czyli po zajeździe jaki sobie urządzili premier z prezydentem, to informacje z natowskiego spotkania w Strasburgu tez nie są najgorsze. Sikorski oczywiście nie został sekretarzem NATO, ale sojusz chce wzmocnić obronę krajów położonych na wschód od Niemiec, a Ameryka trwale zrezygnuje z budowy tarczy tylko w przypadku autentycznej współpracy rosyjskiej na rzecz rozbrojenia Iranu. A mimo podobno ocieplenia rosyjsko-amerykańskiego, nic nie wskazuje na chęć Kremla rozluźniania powiązań z Teheranem. Powiązania te obejmują także transfer technologii nuklearnych z Rosji do Iranu.
Ogólnie biorąc plus dodatni, także dlatego, że ambitny i charyzmatyczny Obama potrafi uśpioną Europę ożywić i zachęcić do wypełnionych treścią działań, choćby ekonomicznych. Oczywiście trzeba dyskutować o kierunku poczynań Obamy, ale nie odmówi mu nikt woli robienia czegoś.